sobota, 15 czerwca 2013

12. Świąteczna kolacja

Święta. Żałosne próby wszystkich dookoła w udowodnieniu, że życie to wesoła i szczęśliwa bajka. Śmieją się, rozmawiają, zmieniają nie do poznania. To głupie, nic nie warte. No bo czym ten dzień różni się od innych? Dlaczego tego dnia jesteśmy mili, staramy się i robimy różne nieszczere rzeczy, tylko po to by po chwili przyszło rozczarowanie? Okłamujemy siebie, a potem cierpimy z powodu niespełnionych obietnic, zawodu czy zwykłej tęsknoty za szczęściem. Tak przynajmniej Święta odbierał młody Malfoy siedzący na skórzanej kanapie w swoim domu. Wszystko to było do bani, nie miało sensu i było jedynie złudzeniem. Ale przecież on sam zamierza tak zrobić. Korzystać ze szczęścia, a potem kiedy zegar wybije północ, a minister magii będzie jechać do centrum magicznej telewizji wydać specjalne orędzie informujące o jego poglądach,  zakończy jego życie. Zniszczy każde jego marzenie, plany czy myśli. Tego człowieka nie będzie. Nie wyda kolejnego dekretu, nie otworzy ust by wypowiedzieć kolejny rozkaz. Tym samym nie uśmiechnie się do swojej wnuczki, ani nie powie miłego słowa żonie. To Dracona bolało najbardziej. Minister nie był do końca przesiąknięty złem. Przecież też czuł, myślał i rozmawiał jak każdy inny człowiek. Był brutalny, a jego poglądy były nie zgodne z ogólnymi, moralnymi zasadami, jednak mimo to przypominał mu siebie. Dracona Malfoy'a w latach kiedy był czynnym śmierciożercą. Przecież jego czyny z przeszłości są równie złe. Dlaczego więc minister zasługuje na śmierć? Bo zabił tyle osób ile grupa Śmierciożerców potrafiła zabić jednego dnia? Bo nie zważa na istotę i wagę życia, bo nie szanuje innych i  nie liczy się z ludzkimi prawami?
Co z tego skoro potrafi być dobry? Czyż nie każdy zasługuje na przebaczenie?
Draco wiedział jedno: musi go zabić.
Tyle, że on nie zawsze robi to co musi. Był inteligentny i mógł obmyślić nowy plan do północy. Tyle, że bez Pottera, który z pewnością się na to nie zgodzi...
Nie mógł zawieźć, to wiedział na pewno. Nie dopuści się zdrady, ale też nie zabije ministra. To by go doszczętnie zniszczyło,a przecież nauczył się dbać o siebie. Był zbyt wielkim egoistą aby poddać się rozkazom Pottera. Jak zwykle będzie działał na własną rękę. Będzie robił, a dopiero później żałował...
-Draco?-blond włosa kobieta stanęła przed nim, przyglądając mu się badawczym wzrokiem. -W porządku? Możemy iść?
-Jak się czujesz?-spytał wyrywając się z zadumy. Narcyza była ostatnio wyjątkowo słaba. Nikt nie myślał, że dożyje Świąt Bożego Narodzenia. Była ciężko i nieuleczalnie chora.
-Dobrze-odparła zdobywając się na lekki uśmiech. -Jednak dalej nie wiem czy to dobry pomysł, Draco. Ta dziewczyna...
-...sama nas zaprosiła-dokończył za nią, podając rękę. Podeszli do drzwi, kiedy mężczyzna nagle się zatrzymał.
-Coś się stało?-spytała zaniepokojona.
-Znalazłem sposób-powiedział  i wyrwał rękę z jej uścisku. Pobiegł schodami do swojej sypialni znikając jej z oczu. Narcyza przez dłuższą chwilę patrzyła zdezorientowana na to co się stało. Po chwili jednak jej syn wrócił wrzucając coś do kieszeni swojej czarnej marynarki.
-Możemy iść-powiedział podając jej z powrotem rękę i teleportując się tuż pod mieszkanie Hermiony.

                                                                           ***

-Dzień dobry!-krzyknął rozentuzjazmowany Ray otwierając drzwi. W jego oczach błyszczały wesołe iskierki, a na ustach widniał szeroki uśmiech. Ubrany był w granatowe jeansy i elegancką, błękitną koszulę. Jego włosy sterczały na wszystkie strony. Jak na złość, tego dnia nie chciały się ułożyć. Mimo to wyglądał bardzo ładnie. W końcu czego można się spodziewać po synu Dracona Malfoy'a? Malec otworzył szeroko drzwi zapraszając gestem ich do środka.
-Draco! Jaki on jest do ciebie podobny-powiedziała Narcyza zwracając się szeptem w stronę syna. -Jak zamierzasz to wytłumaczyć?-spytała podejrzliwie. Całe szczęście mały Ray tego nie usłyszał.
-Nie teraz, mamo-warknął blondyn przez zaciśnięte zęby. -Serio jest do mnie podobny?-spytał po dłuższej chwili milczenia. Blondynka skwitowała to jedynie zażenowanym, pełnym politowania spojrzeniem, po czym bez słowa udała się za Ray'em do jadalni. Po chwili zaczęli ze sobą wesoło gadać, a chłopiec okazał się dla niej wspaniałym i niezwykle uroczym rozmówcą. Draco dalej stał w przejściu, zastanawiając się nad słowami matki. W sumie... Ray miał oczy i włosy Hermiony, jednak rysy twarzy, sposób mówienia, a nawet trochę charakteru złudnie przypominało Dracona...
-Będziesz tak stał, czy wejdziesz?-ktoś spytał, przytulając się do jego pleców. Otrząsnął się, po czym odwrócił się z szerokim, ironicznym uśmiechem.
-Mam nadzieję, że będzie dobre żarcie-powiedział obejmując kobietę w talii.
-Jesteś jak Ron!-żachnęła się lekko uśmiechając.
-Nieprawda. Ja jestem lepszy-powiedział z przekąsem.
-Ron lepiej całował-powiedziała z chytrym uśmiechem. Była to dobrana prowokacja, ponieważ młody Malfoy od razu wtopił się w jej malinowe usta. Z satysfakcją wplotła palce w jego włosy, zapominając, że nie są w domu sami.
-O fuu... Draco nie ma jemioły, a ty i tak to robisz!-powiedział obrzydzony Ray. Obok niego stała Narcyza, która obserwowała wszystko z niemałym zadowoleniem. Co prawda Hermiona mogłaby być czystej krwi i nie przyjaźnić się z Potterem, ale taka też ujdzie. Jej uroda, atrakcyjność, inteligencja i dobroć przyćmiewały wszelkie uprzedzenia.
Hermiona spuściła wzrok wyraźnie zawstydzona swoim zachowaniem. W końcu ich związek miał być tajemnicą, a dowiedział się o tym jej syn i Narcyza Malfoy do tego w niekorzystnych okolicznościach.
Draco natomiast analizował wszystko zupełnie nieprzejęty. Z wesołymi ognikami w oczach obserwował reakcję dziewczyny nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Mimo to sytuacja wydawała się być lekko napięta. Ray patrzył na to z niedowierzaniem. Chciał, żeby jego mama była szczęśliwa, a myśl, że zapewnia jej to Draco bardzo mu odpowiadała.
Ku uldze Hermiony cisze przerwał dzwonek do drzwi. Podbiegła do nich i szybko otworzyła przybierając na twarz szczery uśmiech.
-Harry, Ginny, witajcie!-powiedziała z radością. -Cześć dzieciaki-dodała widząc trójkę małych Potterów.
Wszyscy byli zdziwieni atmosferą jaka panowała. Niegdyś odwieczni wrogowie rozmawiali ze sobą bez najmniejszego skrępowania. Siedzieli przy zastawionym stole i spędzali ze sobą naprawdę cudowne chwile. Zachowywali się jak prawdziwi, starzy przyjaciele. Atmosfera była rodzinna, taka jakiej Draco nigdy nie zaznał, a tak bardzo pragnął. I po raz kolejny Hermiona sprawiła, że jego dotychczasowy pogląd na święta runął w gruzach. Nawet się nie zorientowali kiedy czas tak szybko minął.
-Wpół do dwunastej-mruknął blondyn do siedzącego obok Harry'ego. Wybraniec zakrztusił się winem i spojrzał na mężczyznę z niepokojem. Bał się tej akcji, wiedział jak bardzo jest ryzykowna i mimo iż Ginny o wszystkim wiedziała czuł, że robi jej tym krzywdę. Wiedział, że zamach może się dla nich źle skończyć. Skinął jedynie głową, po czym zacisnął usta w cienką linie.
-Ojej, czyżbym słyszał stukanie?-spytał Draco świetnie udając zaintrygowanego. Hermiona spojrzała na niego zaskoczona kierując się do drzwi.
-Nie, nie...!-powiedział szybko. -Siadaj, ja to sprawdzę-powiedział z uśmiechem. Zerwał się z kanapy i wybiegł z pokoju. Zaraz za zakrętem oparł się o ścianę i zacisnął zęby. Musiał wziąć się w garść. Przecież nie takie zadania wykonywał... Wziął parę głębokich oddechów, po czym przybierając smutną minę wrócił do pokoju.
-Tak mi przykro... Ważna sowa z ministerstwa. Pukała w okno. Harry musimy iść-oświadczył ze spokojem. Był świetnym aktorem, potrafił kłamać bez mrugnięcia okiem. Wybraniec westchnął głęboko, po czym leniwie zwlókł się z kanapy.
-Szkoda... Poradzicie sobie bez nas?-spytał siląc się na blady uśmiech. On również dobrze udawał.
-No jasne, Harry-odparła smętnie Ginny. Ona także jako wtajemniczona starała się sprawiać wrażenie tak, jakby wcale nie szli na poważną akcję. -Mam nadzieję, że szybko wrócicie-podeszła do niego i złożyła na jego ustach czuły pocałunek. Wiedziała, że może nie trafić się już więcej taka okazja .
-To ja tylko pójdę po torbę i idziemy-oświadczył Draco udając się do przedpokoju. Właśnie schylał się po rzeczy i odwracał, kiedy spostrzegł opierającą się o futrynę drzwi Hermionę.
-Wrócisz?-spytała, nie mając pojęcia jak bardzo dwuznaczne jest jej pytanie.
-Nie wiem, czy dam radę-odparł mając na myśli wiele więcej niż zasiedzenie w pracy. -Ale... wiesz zanim wyjdę. Chcę żebyś pamiętała, że cokolwiek się wydarzy, bardzo cię kocham-uśmiechnął się, a z jego oczu bił niespotykany dotąd strach. Bał się, że ją straci, a tym razem nie będzie powrotu.
-Ale...-zaczęła mocno zaskoczona. Skąd u niego takie wyznania? Nie miała jednak szans się tego dowiedzieć, bo przycisnął ją do ściany i namiętnie pocałował. Zachłanność, miłość i pragnienie, całował ją tak jakby robił to po raz ostatni. Oderwał się od niej, po czym wykrzywił usta w szerokim, pokrzepiającym uśmiechu. Nie dał jej dojść do słowa, sam też nic nie powiedział. Wziął swoje rzeczy i wyszedł nawet się nie odwracając.
   
                                                                         ***

-Jesteś gotowy?-spytał Harry kiedy znaleźli się na dworze. Chłodny wiatr owiewał ich twarze, zmieniając ich oddech w obłoczki pary. Temperatura spadała poniżej zera, zima dawała o sobie znać. Jedyne czego brakowało to śniegu, którego brakowało do idealnej, świątecznej atmosfery. Wybraniec wpatrywał się w swojego towarzysza, nerwowo rozcierając ręce. Czuł jak jego wnętrzności wykręcają się ze stresu na myśl o tym do czego ma się przyczynić.
-Jestem gotowy-potwierdził Draco z nieco większym opanowaniem. Wmawiał sobie, że to rutyna, że tak trzeba zrobić, obojętnie jakim sposobem.
-Pamiętasz plan?-spytał czarnowłosy wpatrując się w niego z niepokojem.
-Tak, ale trzeba go zmienić-powiedział ze spokojem.
-Co?! Żartujesz sobie?! Od miesięcy to planowaliśmy. Moi ludzie już tam czekają!
-Wiem, ale to ja mam go zabić...
-Malfoy!-Harry podniósł ostrzegająco palec. -Nie każ mi wykluczyć cię z akcji...
-Ty i twoje plany-prychnął z politowaniem. -Są świetne, nie przewidujesz tylko jednej rzeczy. Zawsze ktoś musi cię ratować. Pozwól, że to ja wykluczę ciebie, tym samym ratując ci głowę-oświadczył wyciągając przed siebie różdżkę. Jego usta wykrzywiły się w bezgłośnej formule zaklęcia. Po chwili Wybraniec leżał na ziemi, zupełnie nie przytomny. Blondyn spojrzał na niego bez cienia współczucia, po czym teleportował się pod mieszkanie ministra z własnym planem w głowie.


10 komentarzy:

  1. Bożeeee, co ten Malfoy knuje? :o
    Mam nadzieje, że wszystko pójdzie dobrze c:
    Łuhu, przyłapani! :D Chodzi o ten pocałunek, mrrrraśny ♥
    Świetny rozdział, jak każdy :D Ja niewiem jak Ty potrafisz tak szybko pisać tak genialne rozdziały xd
    u mnie pojawił się już 5 rozdział :)
    droga-do-milosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że nowy plan Draco się powiedzie i nie po niesie za to jakichś strasznych konsekwencji.
    Rozdział cudowny:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No plan Draco musi się udać :D no i w sumie dobrze ze jednak wykluczył Harrego ;-) ciekawe co ten Malfoy wykombinowal :D rozdział cudowny :) pozdrawaiam i zapraszam do mnie na
    ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com :D

    OdpowiedzUsuń
  4. co ten Malfoy wymyślił znowu????? czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no rozdział jest genialny! :)
    Ja Cię błagam dodaj jak najszybciej nowy rozdział bo ja chyba umrę z ciekawości :D
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam Raya, przecudowne dziecko:) Ciekawe co wymyślił Draco. Czekam niecierpliwe na kolejny równie wspaniały rozdział;)
    Pozdrawiam i życzę weny
    Persefona

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytalam juz wiele blogow dramione ale musze przyznac ze ten jest jednym z najlepszych. Pozdrawiam i zycze weny.
    Mrs.Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  8. Typowe, przycisnął ją do ściany. .. tak ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń