-Czego nie rozumiesz w zdaniu "Wynoś się"?!-warknęła mierząc go morderczym spojrzeniem.
-A ty w "Nie ma mowy"?!-odparł patrząc z wściekłością w jej czekoladowe oczy. -Wkurzasz mnie-wycedził łapiąc ją za ramiona i przypierając do ściany. -Powiesz wreszcie o co ci chodzi? Cóż takiego musiało się stać aby nazwać mnie gorszym od Weasley'a?
-Zdradzasz mnie?-spytała prosto z mostu. Spojrzał na nią zaskoczony. Momentalnie ją puścił, nie spuszczając z niej zszokowanego wzroku.
-Co?-spytał marszcząc brwi i odchylając głowę do tyłu. To pytanie to chyba jedyne co w danym momencie przyszło mu do głowy.
-Zdradzasz?-powtórzyła z uporem. Czuła się przez to upokorzona jednak musiała poznać prawdę.
-Ale skąd ci to przyszło do głowy?-spytał zbity z tropu. Zabolały go jej słowa. Nie sądził, że Hermiona ma go za kogoś takiego.
-Skąd mi to przyszło do głowy?!-spytała z ironią. -Może dlatego, że ciągle wychodzisz i spotykasz się z inną-powiedziała jednak w z tym zdaniem wyparował cały jej gniew. Teraz było jej po prostu smutno. Patrzyła na niego z żalem, czując jak w jej oczach pojawiają się łzy. Ostatnio zdecydowanie za dużo płakała.
-Jest mi ciężko. Jeżeli zamierzasz to tak utrudniać, to najlepiej odejdź.
Patrzył na nią zszokowany, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Był zdziwiony, że to to było przyczyną ostatniego ponurego nastroju Hermiony.
-Tak myślałam-powiedziała, teraz już nie panując nad płaczem. Słone łzy obficie spływały po jej policzkach.
Patrzyła na niego z bólem, takim jakiego jeszcze chyba nigdy jej nie zadał. -Wynoś się-warknęła, po raz kolejny wskazując na drzwi.
-Nie, poczekaj. To nie tak-powiedział, wiedząc, że musi się z tego wywinąć. -Jeżeli chodzi o Alison to naprawdę do niczego nie doszło...
-Alison?! Więc to tak ma na imię nowa naiwna...
-Przestań-przerwał jej, łapiąc za nadgarstki. -Nigdy bym tego nie zrobił-zapewnił czując, że niedługo znajdzie się u szczytu desperacji.
-Nie byłabym tego taka pewna-odparła, wzgardliwym tonem.
-Dlaczego myślisz, że cię zdradzam?-spytał marszcząc brwi.
Poczuła jak w jej sercu coś pęka. Był taki przekonujący, walczył o nią, udowadniał, że mu zależy. Była skłonna mu uwierzyć, gdyby nie fakt, że spędzał z tajemniczą kobietą więcej czasu niż z nią samą. Między innymi to również było przyczyną tego, że nie powiedziała mu o tym, że może stracić dziecko. Nie chciała mu się zwierzać, zaufać. Nie chciała ukazywać mu swoich słabości.
-W takim razie czemu spędzasz z nią tyle czasu?-spytała już dużo bardziej spokojniej, nie powinna się denerwować.
Mężczyzna odetchnął głęboko, łapiąc ją za ręce.
-Zakładamy spółkę, jesteśmy wspólnikami.
-To czemu mi o tym nie powiedziałeś?-spytała już kompletnie wypranym z emocji tonem.
-Miała być niespodzianka. Zamierzałem wrócić do domu z walizką milionów i zabrać cię na wymarzone wakacje-wyjaśnił spokojnie.
-Ale czy ty nie rozumiesz, że ja nie chcę żadnych pieniędzy?!-spytała, z wyrzutem.
-Ale z czegoś trzeba żyć... nawet moje wielka fortuna nie starczyłaby do końca życia. Biorąc pod uwagę nie jedne wymarzone wakacje oczywiście.
-Co to za spółka?-spytała nie zwracając uwagi na jego poprzednią wypowiedź.
-Alison miała dokumenty związane z eliksirem na wilkołactwo-powiedział przenikając ją spojrzeniem.
Kobieta spojrzała na niego nieprzekonana, kierując się w stronę kanapy. Nie miała siły dłużej stać.
-Dokończymy tę rozmowę jutro?-spytała podkładając sobie pod głowę poduszkę.
-Dobrze się czujesz?-spytał mimo wszystko siadając obok.
-Tak, jestem tylko trochę zmęczona-powiedziała spuszczając wzrok. Nie była wstanie spojrzeć mu w oczy mówiąc takie rzeczy.
-Mimo wszystko...-zaczął, jednak od razu zamilkł, kiedy Hermiona oparła głowę na jego ramieniu.
-Jestem zmęczona-wyszeptała, przymykając powieki.
-No dobra-powiedział zrezygnowany, cicho wzdychając. Nim się zorientowali obydwoje spali na kanapie, mocno do siebie przytuleni.
***
Uchyliła powieki, ukazując swoje piękne, czekoladowe oczy. Westchnęła cicho, orientując się, że przespała całą noc z głową na kolanach Dracona. To nie tak powinno być, zdała sobie jednak sprawę, że tylko u jego boku jest i może być szczęśliwa. Kąciki jej ust mimowolnie uniosły się ku górze, a ona leniwie przetarła zaspane jeszcze oczy. W tym samym momencie z jej ust wydobył się cichy jęk bólu. Złapała się za brzuch, modląc się w duchu by to nie było nic poważnego. Lekarz ostrzegał ją, że to może nastąpić. Kazał jej po prostu leżeć w łóżku mówiąc, że w jej stanie jest to normalne. Miała pod ręką mnóstwo eliksirów i brała je za plecami innych. Nie chciała żeby ktokolwiek o tym wiedział. Znaczyło by to,że jest słaba, że sobie nie radzi, a stan dziecka jest jej winą. Czuła się w tej sprawie zupełnie bezradna. Nie miała wpływu na to jak potoczą się jej dalsze losy. Była jedynie pewna, że zrobi wszystko by uratować życie maleństwa, nawet jeżeli zależałoby od tego jej własne.
-Hermiona-mruknął blondyn, otwierając oczy. Przeciągnął się na kanapie, rozmasowując obolały od snu w niewygodnym miejscu kark.
-Dzień dobry-powiedziała, zaspanym głosem.
-Weekend-powiedział cicho. W tonie jego głosu dało się wyczuć zadowolenie i dawno nie słyszany entuzjazm.
-Odpoczywamy-mruknęła dalej się przeciągając.
-Ray u Potterów-zauważył Draco, delikatnie się uśmiechając. Jego dłonie powędrowały do jej talii, mocno ją do siebie przyciągając.
-Draco-skarciła go, patrząc na niego ze złością. Musiała przemyśleć jeszcze wiele spraw dotyczących ich przyszłości. On jednak zdawał się nie zwracać na to uwagi. Z zadowoleniem zaczął całować jej szyję.
-Przestań-powiedziała już z nieco mniejszym przekonaniem. Mimo to zebrała się w sobie i go odepchnęła. -Jestem zmęczona.
-Dopiero wstałaś-zauważył lekko rozbawiony. Uśmiechnął się delikatnie, przysuwając się bliżej niej. -Jesteś zła?-spytał niczym małe dziecko.
-Nie-odpowiedziała szybko. -Po prostu nie chcę żebyś spotykał się z tą kobietą.
-Ale... ale to ważna sprawa!-oburzył się zakładając ręce. -Mój życiowy interes-wyjaśnił łapiąc ją za rękę. -Między mną a Alison niczego nie ma i mogę cię zapewnić, że nigdy nie będzie.
-Ale...
-Przestań-przerwał jej urażony. -Ja ci nie mówię z kim możesz a z kim nie możesz się spotykać!
-Tyle, że ty zabierasz ją do romantycznych kawiarni, uśmiechasz się z do niej i wesoło z nią rozmawiasz!-żachnęła się. Wtedy zdała sobie sprawę jak bardzo jest zazdrosna.
-Ale to nic nie znaczy!
-Może dla ciebie!
-Nie kłóćmy się.
-Mam udawać, że nic się nie dzieje?!
-Ale ja kocham ciebie!
-To przestań się z nią spotykać!
-Dobrze...
-Świetnie!
-Świetnie!
Odwrócili się do siebie, nie zamierzając się do siebie odzywać. Obydwoje mieli wyjątkowo złe humory, jednak nie zamierzali pokazać swojego poddania i sobie pójść. To było jak wielka bitwa, polegająca na milczeniu i siedzeniu w bezruchu.
-Nudzi mi się-westchnął blondyn po kilkunastu minutach ciszy.
-Nie obchodzi mnie to-warknęła kobieta, nie obdarzając go nawet najkrótszym spojrzeniem.
-Powiedziałem, że się z nią nie spotkam!-krzyknął poirytowany.
-Ale widać, że bardzo byś chciał-żachnęła się, przenosząc na niego wzrok.
-Jesteś wredna!-oburzył się, zrywając się z miejsca.
-To idź do Alison-powiedziała, obrażona.
Zaklął pod nosem, z powrotem siadając na kanapie. Nim Hermiona zdążyła zorientować się co się dzieje była już namiętnie całowana przez Dracona Malfoy'a, który nie zamierzał za nic w świecie wypuścić jej z ramion. Z początku próbowała go odepchnąć czy wyrwać się z jego uścisku jednak po czasie zrozumiała, że wszelki opór jest zupełnie bezcelowy. Poddała się pocałunkowi stwierdzając, że przecież nie wyleczy się z miłości, a Draco jest jej bardzo potrzebny. Odtrącanie go, czy obrażanie się nie miało najmniejszego sensu. On zamierzał trwać przy niej zawsze. Wtedy gdy go nienawidziła i bardzo kochała . Miał miejsce w jej sercu od kiedy pamiętała. Zajmował jakąś tam część jej myśli i stanowił ważny element jej życia. Zrozumiała, że on jej nie opuści. Cokolwiek by się zdarzyło on będzie przy jej boku. Jako wróg, czy druga połówka. Była na niego skazana,a myśl, że zniknąłby z jej życia była wprost nie realna. Wspierał ją i był gotowy zrobić dla niej wszystko. Dlaczego więc go odtrącała? Bo była sobą. Jej głowę zawsze zajmowało zbyt wiele przemyśleń z czasem zamieniających się w wątpliwości. Dlatego powinna kierować się sercem, nie rozumem. W końcu, co złego może być w prawdziwej miłości?
sobota, 29 czerwca 2013
czwartek, 27 czerwca 2013
23. Nieporozumienie
Pamiętała ich pierwszy pocałunek, pierwszą, normalną rozmowę. Pamiętała ich wzloty i upadki , śmiechy i łzy. Łączyło ją z nim tak wiele, a zarazem nic. Pragnęła go, z drugiej strony chcąc by zniknął z jej życia. Właśnie zadeklarował jej życie u swojego boku. Złożył propozycję wspólnej przyszłości, chciał się z nią związać na wszelki możliwy sposób. Ale czy ona może się zgodzić? Czy może podjąć tak ważną decyzję, podczas kiedy jej głowę zadręcza tak wiele wątpliwości związanych z jego osobą? Czy nie byłoby to zbyt lekkomyślne?
-Pamiętasz jak pokłóciliśmy się nad jeziorem? Kiedy pracowaliśmy przy odbudowie Hogwartu?
Musiał pamiętać. Nigdy nie zapomniałby tego dnia. Nad zamkiem zebrały się ciemne chmury. Ciężkie krople deszczu spadały, zaganiając uczniów do wnętrza szkoły. Wiatr wiał, poruszając nawet najgrubsze konary drzew. Zbliżała się nawałnica, mogąca być niebezpieczna dla każdego kto pozostał na zewnątrz, jednak nie dla dwójki młodych ludzi, którzy stali nad wzburzonym jeziorem.
-Nienawidzę cię-powiedziała splatając ręce na piersi. -Nienawidzę tak bardzo jak jeszcze nikogo dotąd-wykrzyczała mu prosto w twarz. -Jak mogłeś?! Jak mogłeś to zrobić?!
-Daj spokój. To nic takiego-odparł ze złośliwym uśmieszkiem. -Twoja przyjaciółeczka jakoś z tego wyjdzie...
-Rzuciłeś w nią groźnym zaklęciem-poczuła jak w jej oczach wzbierają się łzy wściekłości.
-Nie było groźne... To tylko drętwota... fakt, że potem spadła z tego klifu to co innego...-zaśmiał się cicho pod nosem. Nagle poczuł mocne uderzenie, a po chwili jego policzek mocno zapiekł.
-Jesteś podły, Malfoy! Do czego nie podejdziesz. Ciągle kogoś krzywdzisz!
-Przesadzasz-przerwał jej nieco poważniejąc. Obydwoje byli już przemoknięci do suchej nitki co jeszcze bardziej ich denerwowało. -Jak tylko spadła od razu się za nią rzuciłem-przypomniał jej nieco zażenowany swoim postępowaniem. Dobry uczynek to hańba dla Dracona Malfoy'a.
-Teraz leży w szpitalu-wrzasnęła nie mogąc pohamować łez, które teraz mieszały się z chłodnymi kroplami deszczu.
-Przykro mi-powiedział zupełnie niewzruszony. Trzask! Kolejne uderzenie. Spojrzał na nią wściekły, łapiąc się za znacznie zaczerwieniony policzek. -Za co?!-warknął poruszony.
-Za to, że jesteś podły! Zawsze byłeś zakochanym w sobie arystokratą. Mówiłeś, że chcesz być dobry?! Nigdy nie będziesz! Nigdy nie będę wstanie spojrzeć na ciebie inaczej niż na cynicznego ignoranta. Nienawidzę cię! Zawszę będę. Człowieku, jak ty chciałeś się ze mną zaprzyjaźnić?!-krzyknęła oburzona.
-Przepraszam-powiedział co bardzo ją zaskoczyło. Spojrzała na niego zdezorientowana, jednak po chwili się opamiętała. W jej oczach na nowo zalśniły iskierki gniewu. Zacisnęła pięści, patrząc na niego z pogardą.
-Twoje przeprosiny nic dla mnie nie znaczą...-powiedziała jadowitym tonem.
Później odeszła. Nie odzywała się do niego, nie chciała go widzieć. Wszystko za jeden, głupi żart...
-Pamiętam, ale co to ma do rzeczy?-spytał Draco, wyrywając się z zamyślenia.
-Że się nie zmieniłeś, Draco-wyjaśniła wypranym z emocji głosem. Wstała od stolika, po czym mierząc go wściekłym spojrzeniem powiedziała:
-Na twoje poprzednie pytanie odpowiadam: Nie, nie zostanę twoją żoną.
Patrzył jak wychodzi, kompletnie zaskoczony. Co on jej zrobił?
***
-Cześć Ray. Jest Hermiona?-spytał Draco wchodząc do mieszkania swojej ukochanej.
-Nie... wyszła do pracy...-powiedział od niechcenia. -Znowu się pokłóciliście?-spytał.
-Nie wiem co powiedzieć-westchnął blondyn siadając na kanapie obok chłopca.
-To co zrobisz?-spytał Ray patrząc na niego z zaciekawieniem.
-Będę ją nękać-oświadczył mężczyzna z bladym uśmiechem. -Nie dam jej spokoju.
-Ona cię zabije-stwierdził chłopiec z cichym westchnięciem. -To co zawieziesz mnie do szkoły?-spytał rozchmurzony.
***
-Draco?! Co ty tutaj robisz?!-spytała kobieta wchodząc do swojego mieszkania.
-Właśnie wróciłem ze szkoły Ray'a. Jego wychowawczyni jest nawiedzona! Nawrzeszczała na mnie, że spóźniliśmy się dwadzieścia minut! Po co ty wysyłasz tam to dziecko?!-spytał z wyrzutem. Dopiero teraz spojrzał na kobietę, momentalnie poważniejąc. -Dobrze się czujesz?-spytał z troską. Nie wyglądała zbyt dobrze.
-Tak... jestem tylko trochę zmęczona-powiedziała siadając na kanapie. Złapała się z brzuch krzywiąc się z bólu.
-Hermiona-szepnął siadając obok. -Co ci się stało? Powinnaś iść do lekarza...
-Byłam... kazał mi wrócić do domu-odpowiedziała, zmuszając się do lekkiego uśmiechu. -Co tu robisz?
-Chyba musimy pogadać-zauważył mając na myśli jego nieudolne oświadczyny.
-Zapomnijmy o tym. Nic się nie stało...
-Nieprawda-przerwał jej wyraźnie zdenerwowany. -Możesz mi powiedzieć o co chodzi? Co ja takiego zrobiłem?!
-Nie rozmawiajmy o tym teraz. Źle się czuje-powiedziała, tym samym kończąc temat.
Blondyn prychnął pod nosem, wyraźnie zdenerwowany.
-Masz rację. Najlepiej w ogóle nie rozmawiajmy-wstał z kanapy, kierując się w stronę drzwi.
-Dokąd idziesz?-spytała zaskoczona.
-Mam spotkanie-warknął trzaskając drzwiami do jej mieszkania.
***
-Mam bardzo zły humor więc jeśli tym razem również wezwałaś mnie dla kaprysu to sobie odpuść-warknął siadając na ławce w parku obok blondynki.
-Daj spokój. Czy ty musisz być taki nerwowy?!-odparła kobieta. -Wkurzasz mnie, Malfoy.
-I kto to mówi-prychnął mężczyzna. -Coś ważnego, czy naszły cię wątpliwości?!
-Mam papiery do podpisania-powiedziała spokojnie. -Co się stało? Masz rzeczywiście zły humor...-mruknęła unosząc głowę znad kartek, które przeglądała.
-Kobieta...-powiedział z wyraźną niechęcią. Alison uśmiechnęła się, spoglądając na niego z rozbawieniem. Postanowiła jednak tego nie komentować.
-Słuchaj. Powiedzmy sobie jedno. Ja naprawdę nie chcę z tobą walczyć. Jesteśmy wspólnikami, pamiętasz? Postarajmy się nie kłócić, wyjdzie nam na lepiej...
-Akurat-warknął, jednak w jego głosie dało się wyczuć więcej łagodności. -Jesteś wredna-powiedział pod nosem.
-Jak widać wiele nas łączy-zauważyła, cicho się śmiejąc. -Kawy?-spytała wskazując na kawiarnie nieopodal.
-Chętnie-powiedział mężczyzna ciężko wzdychając.
***
-No to opowiadaj. Jakie masz problemy z tą kobietą?-spytała Alison podpierając brodę rękami.
-Nie mam pojęcia-odpowiedział upijając łyk kawy. -Jest na mnie... wściekła. Nie mam pojęcia co zrobiłem, ale nie wygląda to dobrze...-powiedział smętnie spuszczając głowę.
-Kochasz ją...-stwierdziła kobieta, wyraźnie zaintrygowana. Uśmiechnęła się lekko, odgarniając z twarzy kilka jasnych pasemek. -Masz przerąbane...
-Wiem-uciął jej, obdarzając nieprzyjemnym spojrzeniem.
-Zawsze jesteś taki ponury?-spytała, rozbawiona. W przeciwieństwie do większości, jego chłodna postawa jej nie zrażała.
Spędzili dzień bardzo sympatycznie. Prowadzili wesołe rozmowy, odbiegające od tematu ich wspólnej spółki. Dzięki Alison, Draco miał czas odpocząć od problemu związanego z Hermioną.
***
-Cześć, Miona! Jak się czujesz?-wesoła Ginny z pogodną miną usiadła obok przyjaciółki. Po chwili jednak jej dobry nastrój prysł. -Merlinie, Hermiono co się stało?!-spytała widząc łzy na policzkach szatynki.
-No bo... nie radzę sobie, Ginny. Do tego wszystkiego strasznie pokłóciłam się z Draco i...
Na wspomnienie blondyna mina rudowłosej natychmiastowo stężała, a w jej oczach zalśniły gniewne ogniki.
-Co?-spytała zbita z tropu Hermiona.
-Szybko znalazł sobie pocieszenie-wypaliła, nie panując na złością.
-O czym ty mówisz?-spytała kobieta czując jak w jej oczach wzbiera się nowa fala łez.
-Przepraszam... to na pewno nic takiego...-opamiętała się Ginny, na której policzki wpłynął delikatny rumieniec.
-Ginny...-Hermiona nie zamierzała dać za wygraną. Popatrzyła na nią ostro, splatając ręce na piersi.
-Widziałam go na Pokątnej z tą samą blondynką co wtedy-powiedziała na jednym wydechu, spuszczając wzrok. -Rozmawiali, śmiali się...
-No tak-powiedziała smętnie Hermiona. -Dlaczego to ja mam takie szczęście?-spytała, z niedowierzaniem.
-Przykro mi, że to ode mnie się tego dowiedziałaś, ale życie w kłamstwie byłoby jeszcze gorsze...-powiedziała rudowłosa, przytulając do siebie przyjaciółkę. -Musisz być silna, Hermiono-szepnęła dodając jej nadziei. -Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Dzięki, Ginn. Jesteś wspaniała-odparła wtulając twarz w ramię przyjaciółki.
-Przepraszam, ale muszę już iść-powiedziała w końcu kobieta. -Poradzisz sobie?-spytała zwracając się w stronę szatynki.
-Jasne-odparła tamta, czule żegnając się z rudowłosą. Po chwili patrzyła jak jej przyjaciółka znika za drzwiami mieszkania. Westchnęła głęboko, ukrywając twarz w dłoniach. Tego dnia czuła się wyjątkowo źle. Nie chciała się męczyć, ani denerwować, ale najwidoczniej Draco nieświadomie ,lub kto wie specjalnie jej to utrudniał. Siedziała dłuższą chwilę, kiedy po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zrezygnowana wstała i z cichym westchnięciem zwlokła się z kanapy. Podeszła do drzwi, niepewnie je uchylając.
-O nie-jęknęła, obrzucając gościa niechętnym spojrzeniem. Mimo to wpuściła go do środka, stwierdzając że naprawdę muszą porozmawiać.
-Musimy pogadać-powiedział nawet się nie witając. -Przepraszam, że wtedy tak nagle wyszedłem, ale musisz mnie wysłuchać-zaczął, jednak szybko zamilkł, bo Hermiona uderzyła go w twarz. Spojrzał na nią zaskoczony, łapiąc się za palący policzek. -Tym bardziej musisz mnie wysłuchać-powiedział lekko przerażony.
-To ty mnie musisz wysłuchać-powiedziała wyraźnie zdenerwowana. -Byłam idiotką wiążąc się z Ronem. Zdradzał mnie i był świnią. Ale wiem, że w pewnym stopniu kochał mnie, a nawet jeśli nie, to z pewnością kochał Ray'a. Ty natomiast jesteś gorszy! Bo tym razem ja pokochałam cię mocniej niż jego! Masz pojęcie co to oznacza? Przez co przechodziłam, przez co dalej przechodzę?! Jak bardzo podłym trzeba być żeby robić mi to samo co on, wiedząc ile sprawia mi to bólu?! Dlaczego po prostu nie odejdziesz?!
-O czym ty mówisz?!-spytał marszcząc brwi. Czuł, że coś jest nie w porządku.
-Jesteś świnią, Malfoy!-wykrzyczała mu w twarz. -Jesteś świnią i chyba większej nie spotkałam!
Była wściekła, bez zastanowienia zaczęła go okładać pięściami. Po jej policzkach zaczęły na nowo spływać łzy, których tego dnia i tak wylała przez niego zbyt wiele. Mężczyzna nie czekając, unieruchomił jej ręce, patrząc na nią z irytacją.
-Kobieto co ja ci niby zrobiłem?-spytał chłodno. Przyglądał się jej ze złością. Miał ochotę rozmasować obolałą pierś, jednak zbyt mocno obawiał się , że jeśli puści kobietę, nie uchroni się przed kolejnym atakiem. Lekko oburzony przyglądał się jej z zażenowaniem. Jej wściekłość była dla niego zupełnie niezrozumiała i nieco go denerwowała.
-Jak możesz?!-spytała z wyrzutem. -Jesteś taki głupi czy tylko udajesz?! Masz czelność się pytać?!
-Jeżeli chodzi o nie posprzątaną kuchnie, to Ray... robił dziś naleśniki-powiedział niepewnie. Hermiona była przerażająca kiedy opanowywała ją wściekłość.
-Z nami koniec. Wynoś się z mojego życia raz na zawsze! Nie chcę cię więcej widzieć-powiedziała wyrywając się z jego silnego uścisku. -Wynoś się!-powtórzyła wskazując palcem drzwi.
Mężczyzna spojrzał na nią z politowaniem, a na jego twarzy wykwitł ironiczny uśmiech.
-Nie ma takiej opcji.
-Pamiętasz jak pokłóciliśmy się nad jeziorem? Kiedy pracowaliśmy przy odbudowie Hogwartu?
Musiał pamiętać. Nigdy nie zapomniałby tego dnia. Nad zamkiem zebrały się ciemne chmury. Ciężkie krople deszczu spadały, zaganiając uczniów do wnętrza szkoły. Wiatr wiał, poruszając nawet najgrubsze konary drzew. Zbliżała się nawałnica, mogąca być niebezpieczna dla każdego kto pozostał na zewnątrz, jednak nie dla dwójki młodych ludzi, którzy stali nad wzburzonym jeziorem.
-Nienawidzę cię-powiedziała splatając ręce na piersi. -Nienawidzę tak bardzo jak jeszcze nikogo dotąd-wykrzyczała mu prosto w twarz. -Jak mogłeś?! Jak mogłeś to zrobić?!
-Daj spokój. To nic takiego-odparł ze złośliwym uśmieszkiem. -Twoja przyjaciółeczka jakoś z tego wyjdzie...
-Rzuciłeś w nią groźnym zaklęciem-poczuła jak w jej oczach wzbierają się łzy wściekłości.
-Nie było groźne... To tylko drętwota... fakt, że potem spadła z tego klifu to co innego...-zaśmiał się cicho pod nosem. Nagle poczuł mocne uderzenie, a po chwili jego policzek mocno zapiekł.
-Jesteś podły, Malfoy! Do czego nie podejdziesz. Ciągle kogoś krzywdzisz!
-Przesadzasz-przerwał jej nieco poważniejąc. Obydwoje byli już przemoknięci do suchej nitki co jeszcze bardziej ich denerwowało. -Jak tylko spadła od razu się za nią rzuciłem-przypomniał jej nieco zażenowany swoim postępowaniem. Dobry uczynek to hańba dla Dracona Malfoy'a.
-Teraz leży w szpitalu-wrzasnęła nie mogąc pohamować łez, które teraz mieszały się z chłodnymi kroplami deszczu.
-Przykro mi-powiedział zupełnie niewzruszony. Trzask! Kolejne uderzenie. Spojrzał na nią wściekły, łapiąc się za znacznie zaczerwieniony policzek. -Za co?!-warknął poruszony.
-Za to, że jesteś podły! Zawsze byłeś zakochanym w sobie arystokratą. Mówiłeś, że chcesz być dobry?! Nigdy nie będziesz! Nigdy nie będę wstanie spojrzeć na ciebie inaczej niż na cynicznego ignoranta. Nienawidzę cię! Zawszę będę. Człowieku, jak ty chciałeś się ze mną zaprzyjaźnić?!-krzyknęła oburzona.
-Przepraszam-powiedział co bardzo ją zaskoczyło. Spojrzała na niego zdezorientowana, jednak po chwili się opamiętała. W jej oczach na nowo zalśniły iskierki gniewu. Zacisnęła pięści, patrząc na niego z pogardą.
-Twoje przeprosiny nic dla mnie nie znaczą...-powiedziała jadowitym tonem.
Później odeszła. Nie odzywała się do niego, nie chciała go widzieć. Wszystko za jeden, głupi żart...
-Pamiętam, ale co to ma do rzeczy?-spytał Draco, wyrywając się z zamyślenia.
-Że się nie zmieniłeś, Draco-wyjaśniła wypranym z emocji głosem. Wstała od stolika, po czym mierząc go wściekłym spojrzeniem powiedziała:
-Na twoje poprzednie pytanie odpowiadam: Nie, nie zostanę twoją żoną.
Patrzył jak wychodzi, kompletnie zaskoczony. Co on jej zrobił?
***
-Cześć Ray. Jest Hermiona?-spytał Draco wchodząc do mieszkania swojej ukochanej.
-Nie... wyszła do pracy...-powiedział od niechcenia. -Znowu się pokłóciliście?-spytał.
-Nie wiem co powiedzieć-westchnął blondyn siadając na kanapie obok chłopca.
-To co zrobisz?-spytał Ray patrząc na niego z zaciekawieniem.
-Będę ją nękać-oświadczył mężczyzna z bladym uśmiechem. -Nie dam jej spokoju.
-Ona cię zabije-stwierdził chłopiec z cichym westchnięciem. -To co zawieziesz mnie do szkoły?-spytał rozchmurzony.
***
-Draco?! Co ty tutaj robisz?!-spytała kobieta wchodząc do swojego mieszkania.
-Właśnie wróciłem ze szkoły Ray'a. Jego wychowawczyni jest nawiedzona! Nawrzeszczała na mnie, że spóźniliśmy się dwadzieścia minut! Po co ty wysyłasz tam to dziecko?!-spytał z wyrzutem. Dopiero teraz spojrzał na kobietę, momentalnie poważniejąc. -Dobrze się czujesz?-spytał z troską. Nie wyglądała zbyt dobrze.
-Tak... jestem tylko trochę zmęczona-powiedziała siadając na kanapie. Złapała się z brzuch krzywiąc się z bólu.
-Hermiona-szepnął siadając obok. -Co ci się stało? Powinnaś iść do lekarza...
-Byłam... kazał mi wrócić do domu-odpowiedziała, zmuszając się do lekkiego uśmiechu. -Co tu robisz?
-Chyba musimy pogadać-zauważył mając na myśli jego nieudolne oświadczyny.
-Zapomnijmy o tym. Nic się nie stało...
-Nieprawda-przerwał jej wyraźnie zdenerwowany. -Możesz mi powiedzieć o co chodzi? Co ja takiego zrobiłem?!
-Nie rozmawiajmy o tym teraz. Źle się czuje-powiedziała, tym samym kończąc temat.
Blondyn prychnął pod nosem, wyraźnie zdenerwowany.
-Masz rację. Najlepiej w ogóle nie rozmawiajmy-wstał z kanapy, kierując się w stronę drzwi.
-Dokąd idziesz?-spytała zaskoczona.
-Mam spotkanie-warknął trzaskając drzwiami do jej mieszkania.
***
-Mam bardzo zły humor więc jeśli tym razem również wezwałaś mnie dla kaprysu to sobie odpuść-warknął siadając na ławce w parku obok blondynki.
-Daj spokój. Czy ty musisz być taki nerwowy?!-odparła kobieta. -Wkurzasz mnie, Malfoy.
-I kto to mówi-prychnął mężczyzna. -Coś ważnego, czy naszły cię wątpliwości?!
-Mam papiery do podpisania-powiedziała spokojnie. -Co się stało? Masz rzeczywiście zły humor...-mruknęła unosząc głowę znad kartek, które przeglądała.
-Kobieta...-powiedział z wyraźną niechęcią. Alison uśmiechnęła się, spoglądając na niego z rozbawieniem. Postanowiła jednak tego nie komentować.
-Słuchaj. Powiedzmy sobie jedno. Ja naprawdę nie chcę z tobą walczyć. Jesteśmy wspólnikami, pamiętasz? Postarajmy się nie kłócić, wyjdzie nam na lepiej...
-Akurat-warknął, jednak w jego głosie dało się wyczuć więcej łagodności. -Jesteś wredna-powiedział pod nosem.
-Jak widać wiele nas łączy-zauważyła, cicho się śmiejąc. -Kawy?-spytała wskazując na kawiarnie nieopodal.
-Chętnie-powiedział mężczyzna ciężko wzdychając.
***
-No to opowiadaj. Jakie masz problemy z tą kobietą?-spytała Alison podpierając brodę rękami.
-Nie mam pojęcia-odpowiedział upijając łyk kawy. -Jest na mnie... wściekła. Nie mam pojęcia co zrobiłem, ale nie wygląda to dobrze...-powiedział smętnie spuszczając głowę.
-Kochasz ją...-stwierdziła kobieta, wyraźnie zaintrygowana. Uśmiechnęła się lekko, odgarniając z twarzy kilka jasnych pasemek. -Masz przerąbane...
-Wiem-uciął jej, obdarzając nieprzyjemnym spojrzeniem.
-Zawsze jesteś taki ponury?-spytała, rozbawiona. W przeciwieństwie do większości, jego chłodna postawa jej nie zrażała.
Spędzili dzień bardzo sympatycznie. Prowadzili wesołe rozmowy, odbiegające od tematu ich wspólnej spółki. Dzięki Alison, Draco miał czas odpocząć od problemu związanego z Hermioną.
***
-Cześć, Miona! Jak się czujesz?-wesoła Ginny z pogodną miną usiadła obok przyjaciółki. Po chwili jednak jej dobry nastrój prysł. -Merlinie, Hermiono co się stało?!-spytała widząc łzy na policzkach szatynki.
-No bo... nie radzę sobie, Ginny. Do tego wszystkiego strasznie pokłóciłam się z Draco i...
Na wspomnienie blondyna mina rudowłosej natychmiastowo stężała, a w jej oczach zalśniły gniewne ogniki.
-Co?-spytała zbita z tropu Hermiona.
-Szybko znalazł sobie pocieszenie-wypaliła, nie panując na złością.
-O czym ty mówisz?-spytała kobieta czując jak w jej oczach wzbiera się nowa fala łez.
-Przepraszam... to na pewno nic takiego...-opamiętała się Ginny, na której policzki wpłynął delikatny rumieniec.
-Ginny...-Hermiona nie zamierzała dać za wygraną. Popatrzyła na nią ostro, splatając ręce na piersi.
-Widziałam go na Pokątnej z tą samą blondynką co wtedy-powiedziała na jednym wydechu, spuszczając wzrok. -Rozmawiali, śmiali się...
-No tak-powiedziała smętnie Hermiona. -Dlaczego to ja mam takie szczęście?-spytała, z niedowierzaniem.
-Przykro mi, że to ode mnie się tego dowiedziałaś, ale życie w kłamstwie byłoby jeszcze gorsze...-powiedziała rudowłosa, przytulając do siebie przyjaciółkę. -Musisz być silna, Hermiono-szepnęła dodając jej nadziei. -Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Dzięki, Ginn. Jesteś wspaniała-odparła wtulając twarz w ramię przyjaciółki.
-Przepraszam, ale muszę już iść-powiedziała w końcu kobieta. -Poradzisz sobie?-spytała zwracając się w stronę szatynki.
-Jasne-odparła tamta, czule żegnając się z rudowłosą. Po chwili patrzyła jak jej przyjaciółka znika za drzwiami mieszkania. Westchnęła głęboko, ukrywając twarz w dłoniach. Tego dnia czuła się wyjątkowo źle. Nie chciała się męczyć, ani denerwować, ale najwidoczniej Draco nieświadomie ,lub kto wie specjalnie jej to utrudniał. Siedziała dłuższą chwilę, kiedy po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zrezygnowana wstała i z cichym westchnięciem zwlokła się z kanapy. Podeszła do drzwi, niepewnie je uchylając.
-O nie-jęknęła, obrzucając gościa niechętnym spojrzeniem. Mimo to wpuściła go do środka, stwierdzając że naprawdę muszą porozmawiać.
-Musimy pogadać-powiedział nawet się nie witając. -Przepraszam, że wtedy tak nagle wyszedłem, ale musisz mnie wysłuchać-zaczął, jednak szybko zamilkł, bo Hermiona uderzyła go w twarz. Spojrzał na nią zaskoczony, łapiąc się za palący policzek. -Tym bardziej musisz mnie wysłuchać-powiedział lekko przerażony.
-To ty mnie musisz wysłuchać-powiedziała wyraźnie zdenerwowana. -Byłam idiotką wiążąc się z Ronem. Zdradzał mnie i był świnią. Ale wiem, że w pewnym stopniu kochał mnie, a nawet jeśli nie, to z pewnością kochał Ray'a. Ty natomiast jesteś gorszy! Bo tym razem ja pokochałam cię mocniej niż jego! Masz pojęcie co to oznacza? Przez co przechodziłam, przez co dalej przechodzę?! Jak bardzo podłym trzeba być żeby robić mi to samo co on, wiedząc ile sprawia mi to bólu?! Dlaczego po prostu nie odejdziesz?!
-O czym ty mówisz?!-spytał marszcząc brwi. Czuł, że coś jest nie w porządku.
-Jesteś świnią, Malfoy!-wykrzyczała mu w twarz. -Jesteś świnią i chyba większej nie spotkałam!
Była wściekła, bez zastanowienia zaczęła go okładać pięściami. Po jej policzkach zaczęły na nowo spływać łzy, których tego dnia i tak wylała przez niego zbyt wiele. Mężczyzna nie czekając, unieruchomił jej ręce, patrząc na nią z irytacją.
-Kobieto co ja ci niby zrobiłem?-spytał chłodno. Przyglądał się jej ze złością. Miał ochotę rozmasować obolałą pierś, jednak zbyt mocno obawiał się , że jeśli puści kobietę, nie uchroni się przed kolejnym atakiem. Lekko oburzony przyglądał się jej z zażenowaniem. Jej wściekłość była dla niego zupełnie niezrozumiała i nieco go denerwowała.
-Jak możesz?!-spytała z wyrzutem. -Jesteś taki głupi czy tylko udajesz?! Masz czelność się pytać?!
-Jeżeli chodzi o nie posprzątaną kuchnie, to Ray... robił dziś naleśniki-powiedział niepewnie. Hermiona była przerażająca kiedy opanowywała ją wściekłość.
-Z nami koniec. Wynoś się z mojego życia raz na zawsze! Nie chcę cię więcej widzieć-powiedziała wyrywając się z jego silnego uścisku. -Wynoś się!-powtórzyła wskazując palcem drzwi.
Mężczyzna spojrzał na nią z politowaniem, a na jego twarzy wykwitł ironiczny uśmiech.
-Nie ma takiej opcji.
środa, 26 czerwca 2013
Liebster Award
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
Kochani dostałam aż 3 nominacje i bardzo za to dziękuję. Nie wiem za bardzo o co w tym wszystkim chodzi, ale postanowiłam, że odpowiem na te wasze wszystkie pytania. Nie wiem czy zrobię to dobrze ale :
Pytania od SWAG :
1. Jakiej postaci nie lubisz w sadze HP? Dlaczego?
Jest to z pewnością Glideroy Lockhart. Strasznie mnie wkurzał i za każdym razem musiał coś popsuć :D
2. Ulubiony aktor/aktorka z HP?
Gary Oldman, który wcielił się w rolę Syriusza Blacka ;)
3. Jakie książki polecasz?
Hm... na pewno Igrzyska Śmierci, Eragon czy Władca Pierścieni.
4. Blogi o jakiej tematyce czytasz najczęściej?
Dramione, tylko i wyłącznie Dramione xD
5. Co Cię najbardziej denerwuje?
Nieogarnięci ludzie, zbyt poważni ludzie, denerwujący się ludzie :D
6. Czy jest ktoś z Twojej rodziny kto czyta Twoje opowiadania?
Nie, nic o tym nie wiem. Nikt też z mojej rodziny nie wie, że piszę opowiadania.
7. Ile blogów prowadzisz i o jakich tematykach?
Aktualnie prowadzę tylko jeden blog. Mam jednak już dwa ukończone. Tematyka to oczywiście Dramione :P
8. Jakie cechy charakteru są dla ciebie najważniejsze?
Cóż jak dla mnie człowiek powinien myśleć, myśleć i jeszcze raz myśleć. Powinien być mądry i inteligentny jednak nie przemądrzały. Poczucie humoru i uśmiech nawet w najgorszych sytuacjach jest również przeze mnie wysoko punktowany.
9. Ulubiony przedmiot w szkole?
W-f i informatyka. Jednak mimo wszystko wolałabym w ogóle do szkoły nie chodzić.
10. Ile masz lat i od jak dawna piszesz?
Co do mojego wieku... miało być to tajemnicą dlatego też tego nie ujawnię xD Piszę na poważnie od momentu kiedy pojawił się mój pierwszy blog czyli paru miesięcy.
11. Wolałabyś się spotkać z aktorem grającego Harry'ego Pottera czy Dracona Malfoy'a?
Mimo iż postać Harry'ego bardzo lubię to sam aktor nie bardzo przypadł mi do gustu.
Dlatego, Tom Felton!
Pytania od LaFinDeLaVie Harry Potter:
1. Jaka jest twoja ulubiona postać z sagi Harry Potter?
Ulubionej raczej nie mam jednak bardzo lubię Harry'ego, Hermionę, Dracona, Lupina, Syriusza i Snape :)
2. Czy uważasz, że książki są lepsze od filmów? Odpowiedź uzasadnij.
Zależy jakie książki i jakie filmy.
W przypadku Harry'ego, książka była zdecydowanie lepsza. W filmie pominięto wiele ciekawych wątków, a niektóre sytuacje były nie wytłumaczone czy nie jasne. Do tego wiele scen było robione komputerowo czego nie lubię. Centaury, puszek, gra w Qudditcha czy incydent z bijącą wierzbą były moim skromnym zdaniem beznadziejne :/
Zupełnie inaczej jest z Narnią gdzie to film według mnie jest lepszy :)
3. Ulubiony cytat z Harry'ego Pottera.
Longbottom gdyby mózgi były ze złota byłbyś biedniejszy od Weasleya, a to już nie lada wyczyn .
~Draco Malfoy
4. Z którymi aktorami z HP chciałabyś się spotkać i dlaczego?
Helena Bonham Carter. Chciałabym się z nią spotkać, bo jest po prostu świetną aktorką. Wykazała się w wielu rolach nie tylko tych jako Bellatrix.
5. Co lubisz robić w wolnym czasie?
Uwielbiam pisać kolejne rozdziały bloga xD Oprócz tego filmy. Kocham dobre filmy. Czas z przyjaciółmi czy zakupy to też miło spędzony czas.
6. Jaką cechę charakteru cenisz w sobie najbardziej?
Jestem osobą wytrwałą. Dążę do wyznaczonego celu i tak naprawdę rzadko się zdarza żebym go nie osiągnęła. Wytrwałość - fajnie być wytrwałym xD
7. Który z przedmiotów lubiłabyś w Howarcie?
Obrona przed czarną magią. Tam nauczyciele zawsze byli nienormalni :D Lekcja nigdy nie byłaby nudna.
8. Za co lubisz sagę Harry Potter?
Za rozbudowany świat stworzony przez J.K Rowling. Każda postać ma swoją historię i osobowość. Każda część jest ze sobą powiązana. Lubię ją także za przesłanie, które ze sobą niesie. Przyjaźń, miłość, odwaga czy poświęcenie. Ukazuje wartość wielu rzeczy.
9. Czym się kierujesz w życiu?
Wieloma rzeczami. Staram się żyć ze wszystkim w miarę w zgodzie. Nie zamierzam się męczyć czy przejmować, bo przecież za parę lat i tak wszystko straci znaczenie xD
10. Jakie jest twoje ulubione miejsce w Hogwarcie?
Pokój wspólny Gryfonów i pokój życzeń.
11. Ulubiona pora roku i dlaczego akurat ta?
Lato! Lato, bo wakacje. Wakacje, bo nie ma szkoły.
Pytania Mia Vlad:
1. Co cię skłoniło do napisania tej historii?
Fakt, że lubię pisać i ktoś jednak chce czytać moje opowiadania. Draco i Hermiona mają bardzo rozbudowana osobowości przez co wymyślanie z nimi historii to bardzo ciekawa zabawa.
2. Kto jest dla ciebie autorytetem?
Na pewno rodzice, a także każdy mądry człowiek, którego spotkam na drodze :D
3. Ulubiony kolor?
Mam dwa :D Zielony i fioletowy
4. Jakiej postaci z HP nie lubisz?
Takie pytanie już było :P Glideroy Lockhart
5. Co byś zabrała na bezludną wyspę? Podaj trzy rzeczy.
Dobre picie, okulary przeciwsłoneczne i nóż.
6. Ulubiony aktor/ aktorka
Johnny Depp, Robert Downey Jr., Ian Somerhalder :D
7. Co lubisz robić w wolnych chwilach?
To pytanie także było. Wybaczcie ale nie chce mi się powtarzać :P
8. Ulubione danie?
Czekoooolada
9. Co planujesz w przyszłości?
Jakimś cwanym sposobem zdobyć miliony a następnie popłynąć na bezludną wyspę zakupionym jachtem. Nikt nie będzie mnie tam szukał, a zawsze mogę przekupić za moje "cwanie zarobione miliony" ludzi, którzy będą dostarczali mi środki potrzebne do życia :P
10. Co w sobie lubisz najbardziej a co najmniej?
Cóż... poziom mojego samouwielbienia jest tak wysoki, że to pytanie zdaje się być wyjątkowo trudne...
11. Twoje największe marzenie?
Zwiedzić świat. Tak po prostu.
Uf... to już wszystkie pytania. Ten kto przeczytał wszystko, serdecznie gratuluje xD
Dziękuję za nominacje, jest mi niezmiernie miło.
Blogi, które nominuje:
Moje pytania:
1. W co byś się zmieniał gdybyś był animagiem?
2. Czy nadawałbyś się na ministra magii?
3. Co inspiruje cię do pisania nowych rozdziałów?
4. Jak zaczęła się twoja przygoda z HP?
5. Najmniej inteligentna postać HP to...
6. Jaka jest twoja ulubiona część HP?
7. Jakie są twoje ulubione filmy?
8. Od jak dawna zajmujesz się pisaniem?
9. Co sądzisz o parze Hermiona&Draco?
10. O jakim smaku fasolek wszystkich smaków marzysz?
11. Jaki jest według ciebie najstraszniejszy potwór z serii HP?
wtorek, 25 czerwca 2013
22. Wspomnienia
Siedziała na kanapie, w ręku trzymając kubek herbaty. Czytała jakąś wyjątkowo pasjonującą książkę, jednak nie potrafiła tego docenić. Jej myśli powędrowały gdzieś niewiarygodnie daleko, a ona sama łapała się, że jej oczy prześledziły już po raz kolejny tekst, a ona dalej nie wie o co w tym wszystkim chodziło. Westchnęła głęboko, napawając się obecnością ciszy. Ray w szkole, Draco robi jakieś zadania dla ministerstwa... mogła cieszyć się samotnością. Korzystała z chwili spokoju, próbując przeanalizować wszytko od początku. Jej umysł zajmowały coraz to większe wątpliwości, nie ogarniała już nawet własnych przemyśleń. Nie wiedziała co powinna robić, o czym powinna mówić czy nawet jak powinna myśleć. Zgubiła się po raz kolejny i tego właśnie w sobie nienawidziła. Jej niezdecydowanie i nieporadność doprowadzała ją do szaleństwa. Jej ogólny światopogląd każdego dnia został całkowicie burzony przez jej bezsensowne przemyślenia. Potrzebowała stabilnego oparcia, czegoś co upewniło by ją że postępuje słusznie. Kto wie? Może byłby to ambitniejszy cel niż praca czy opieka nad Ray'em? Może brakowało jej przygody, tajemniczości? Może brakowało jej... strachu? Zamyśliła się na chwilę szukając rozwiązania jej potrzeb. Draco Malfoy z pewnością je spełniał. Potrafił wzbudzić w niej każde emocje. Zaczynając od euforii, kończąc na totalnym załamaniu nerwowym. W tym właśnie był cały problem. Draco Malfoy był tajemniczy, czasem wzbudzał w niej strach, a życie z nim było istną przygodą jednak czy to było dobre? Życie z Draconem Malfoy'em z pewnością nie było stabilne... Wtedy jej umysł napawały wątpliwości, przemyślenia, które nie dawały jej spokoju. Nie miała pojęcia co jest a co nie jest słuszne.
Za dużo myślę... - skarciła się w duchu, mówiąc sobie, że musi wziąć się w garść. Nic takiego przecież się nie dzieje... Miała tylko przypuszczenia... Że jej ukochany ją zdradza, a nienarodzone dziecko umrze.
No właśnie... czy mogłaby przydarzyć jej się gorsza tragedia? Fakt, że nie może nic na to poradzić, że jej inteligencja, mądrość i odwaga na nic zdają się w takiej sytuacji napawała ją strachem. Odsłaniała jej słabości, odkrywała jej prawdziwe oblicze. Oblicze słabej i nieporadnej.
Przeciągnęła się na sofie, upijając kolejny łyk herbaty. Przezwycięży to. Zwalczy ból i strach. Wygra, bo gdzieś tam czekają na nią promienie słońca zwiastujące szczęśliwe życie. Mimo wszystko będzie szczęśliwa. Zrobi to, niezależnie od tego jaką cenę musiałaby za to zapłacić. Jest wstanie wytrzymać najgorsze męczarnie byle gdzieś tam czekała na nią obietnica lepszego życia.
Draco zaprosił ją na kolacje. Pojawiły się kolejne pytania. Co powinna włożyć, jak powinna się zachować. Jednak dla niej, dla niej nie powinno mieć to głębszego znaczenia. Musi z nim porozmawiać i znajdzie na to odwagę. Jest przygotowana na najgorsze, jest wstanie rzucić za siebie przeszłość i jedyne czego oczekuje to prawdy. Niczego innego nie potrzebuje.
***
Serce Londynu. Szyk, moda i elegancja. Draco Malfoy zabrał ją do niezwykłej restauracji. Powinna skakać z radości? Rzucić mu się na szyję?
Być może.
Jednak zbyt dużo myśli dręczyło jej serce, powoli rozrywając je na kawałki. Dlatego też mężczyzna, którego tak bardzo kochała ciągle trzymany był w niepewności. Trzymał ją za rękę, mówił do niej, patrzył na jej piękne ciało jednak jej tam nie było. Przynajmniej nie myślami, nie duchem. Dała się prowadzić niczym niewidoma zdana na swojego opiekuna. Nie miało to nic związanego z zaufaniem, a raczej obojętnością. Bała się wziąć sprawy w swoje ręce. Bała się, że nie podoła i za bardzo będzie tego żałowała.
-Masz racje, możesz mnie nienawidzić... ale wiesz co? Lubię cię i myśl, że ty nienawidzisz mnie nie robi na mnie wrażenia. Kto wie? Może kiedyś ci przejdzie?
Tego było za wiele. Draco Malfoy stał przed nią i bezczelnie się uśmiechał. Wojna o Hogwart dopiero się skończyła, a on mimo to miał czelność w ogóle na nią patrzeć?! Była wściekła.
Przeszło jej, rzeczywiście. Zbyt mocno go kocha, by teraz nienawidzić. Nie miała pojęcia dlaczego akurat teraz, kiedy siedzi naprzeciwko niego przy eleganckim stoliku, w drogiej, eleganckiej restauracji zebrało jej się na takie wspomnienia, jednak nie miała nic przeciwko temu. Podparła brodę na rękach i udawała, że go słucha.
-Gryfoni... wy i wasza duma... Daj spokój, Granger. Nie unoś się dumą i powiedz co się stało.
Siedziała oparta o ścianę odbudowywanego Hogwartu. Po jej policzkach spływały łzy, a ona sama wydawała się być roztrzęsiona.
-Nie powinno cię to obchodzić-zauważyła, patrząc na niego z pogardą.
-Masz rację-westchnął, siadając tuż obok niej. -Widzisz... zgubiłem się. Teraz, kiedy nie ma Voldemorta, ani ojca... nie wiem gdzie iść. Nie ma nikogo kto nadał by sens mojemu życiu, powiedział co mam zrobić. Ktoś kto popierałby moje chore ambicje... Komu mam wierzyć? Jak mam odróżnić dobro od zła kiedy tak naprawdę nigdy mnie tego nie nauczono? Muszę próbować sam. Muszę uczyć się na błędach. Muszę sam poznać co jest dobre a co złe-wyjaśnił spokojnie. -Jesteś taką moją nadzieją, Granger. Przykładem za którym zdecydowałem tymczasowo podążać...
-Dlaczego akurat za mną?-spytała patrząc prosto w jego stalowoszare oczy.
-Bo skoro Voldemort był według ludzi ucieleśnieniem zła, a ja byłem jednym z jego uczniów... ty musisz być tą dobrą-powiedział patrząc na nią nieodgadnionym wzrokiem. -Jednak w tym momencie cały mój świat legnie w gruzach-powiedział kompletnie zbijając ją z tropu. Uniosła brwi zupełnie zapominając o płakaniu. Draco Malfoy był wyjątkowo tajemniczy. Wnosił do jej życia przygodę, coś czego po upadku Voldemorta jej brakowało. Był nieobliczalny razem z nim przychodził jego różnoznaczny uśmiech i spojrzenie będące jedną wielką zagadką. Poznanie go byłoby przygodą. Jego osobliwy charakter, niezwykła osobowość sprawiały, że spotkanie z nim nigdy nie było nudne. Napawał ją mnóstwem sprzecznych uczuć. Chyba dlatego tak łatwo było zapomnieć i po prostu pokochać...
-Dlaczego?-spytała po dłuższej chwili milczenia.
-Jedyne czego pragnę to szczęścia, Granger-powiedział przenikając ją spojrzeniem swoich stalowoszarych oczu. -Zło, którym byłem przesiąknięty nie pozwalało mi być szczęśliwy. Teraz jednak wiem, że to nie dobro mi potrzebne.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Nie rozumiała jego toku myślenia. Chłopak zaśmiał się cicho widząc jej reakcję.
-Płaczesz. Jesteś nieszczęśliwa-stwierdził spokojnie. -W takim razie to, że będę dobry niczego nie zmieni-wyjaśnił, a po jego twarzy przebiegł cień uśmiechu. Mimo to nie udało mu się ukryć zawodu jaki w tym momencie poczuł.
-Widać, wielu rzeczy jeszcze nie pojąłeś, Malfoy-powiedziała dziewczyna. Zamarła kiedy chłopak nachylił się nad nią by otrzeć rękawem łzy z jej policzków.
-Zatem mi wyjaśnij-poprosił.
-Płaczę, bo Ron wysłał mi sowę-powiedziała wciskając mu w ręce małą karteczkę. Chłopak zrobił zdziwioną minę, jednak przyjął ją od dziewczyny. Szybko przeczytał treść listu, a na jego twarzy wykwitł drwiący uśmiech.
-Dalej nie wiem czemu płaczesz-powiedział cicho. -Czy Weasley jest wart twoich łez? Dlaczego ktoś dobry ma płakać przez kogoś złego?
-Naucz się jednego, Malfoy. Dobro przynosi szczęście. Nie każdy będzie dla ciebie dobry, ale ty możesz. Dobre uczynki zawsze do ciebie wracają-powiedziała z pogodniejszym wyrazem twarzy. Widać bardzo zależało jej na tym by ją zrozumiał.
Czy jej dobre uczynki do niej wróciły? Możliwe... jednak czuła się niesprawiedliwie potraktowana. Ciągle przydarzało jej się coś złego. Jej szczęście nigdy nie trwało długo. Wpatrywała się w mężczyznę, a z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie.
-Nie słuchasz mnie, prawda?-spytał zrezygnowany. Nie był głupi, widział, że coś jest nie tak.
-Słucham cię, słucham-skłamała, pragnąc zaoszczędzić nieprzyjemnych rozmów. Draco wydawał się być bardzo zażenowany.
-Kobieto... właśnie spytałem czy za mnie wyjdziesz.
Za dużo myślę... - skarciła się w duchu, mówiąc sobie, że musi wziąć się w garść. Nic takiego przecież się nie dzieje... Miała tylko przypuszczenia... Że jej ukochany ją zdradza, a nienarodzone dziecko umrze.
No właśnie... czy mogłaby przydarzyć jej się gorsza tragedia? Fakt, że nie może nic na to poradzić, że jej inteligencja, mądrość i odwaga na nic zdają się w takiej sytuacji napawała ją strachem. Odsłaniała jej słabości, odkrywała jej prawdziwe oblicze. Oblicze słabej i nieporadnej.
Przeciągnęła się na sofie, upijając kolejny łyk herbaty. Przezwycięży to. Zwalczy ból i strach. Wygra, bo gdzieś tam czekają na nią promienie słońca zwiastujące szczęśliwe życie. Mimo wszystko będzie szczęśliwa. Zrobi to, niezależnie od tego jaką cenę musiałaby za to zapłacić. Jest wstanie wytrzymać najgorsze męczarnie byle gdzieś tam czekała na nią obietnica lepszego życia.
Draco zaprosił ją na kolacje. Pojawiły się kolejne pytania. Co powinna włożyć, jak powinna się zachować. Jednak dla niej, dla niej nie powinno mieć to głębszego znaczenia. Musi z nim porozmawiać i znajdzie na to odwagę. Jest przygotowana na najgorsze, jest wstanie rzucić za siebie przeszłość i jedyne czego oczekuje to prawdy. Niczego innego nie potrzebuje.
***
Serce Londynu. Szyk, moda i elegancja. Draco Malfoy zabrał ją do niezwykłej restauracji. Powinna skakać z radości? Rzucić mu się na szyję?
Być może.
Jednak zbyt dużo myśli dręczyło jej serce, powoli rozrywając je na kawałki. Dlatego też mężczyzna, którego tak bardzo kochała ciągle trzymany był w niepewności. Trzymał ją za rękę, mówił do niej, patrzył na jej piękne ciało jednak jej tam nie było. Przynajmniej nie myślami, nie duchem. Dała się prowadzić niczym niewidoma zdana na swojego opiekuna. Nie miało to nic związanego z zaufaniem, a raczej obojętnością. Bała się wziąć sprawy w swoje ręce. Bała się, że nie podoła i za bardzo będzie tego żałowała.
-Masz racje, możesz mnie nienawidzić... ale wiesz co? Lubię cię i myśl, że ty nienawidzisz mnie nie robi na mnie wrażenia. Kto wie? Może kiedyś ci przejdzie?
Tego było za wiele. Draco Malfoy stał przed nią i bezczelnie się uśmiechał. Wojna o Hogwart dopiero się skończyła, a on mimo to miał czelność w ogóle na nią patrzeć?! Była wściekła.
Przeszło jej, rzeczywiście. Zbyt mocno go kocha, by teraz nienawidzić. Nie miała pojęcia dlaczego akurat teraz, kiedy siedzi naprzeciwko niego przy eleganckim stoliku, w drogiej, eleganckiej restauracji zebrało jej się na takie wspomnienia, jednak nie miała nic przeciwko temu. Podparła brodę na rękach i udawała, że go słucha.
-Gryfoni... wy i wasza duma... Daj spokój, Granger. Nie unoś się dumą i powiedz co się stało.
Siedziała oparta o ścianę odbudowywanego Hogwartu. Po jej policzkach spływały łzy, a ona sama wydawała się być roztrzęsiona.
-Nie powinno cię to obchodzić-zauważyła, patrząc na niego z pogardą.
-Masz rację-westchnął, siadając tuż obok niej. -Widzisz... zgubiłem się. Teraz, kiedy nie ma Voldemorta, ani ojca... nie wiem gdzie iść. Nie ma nikogo kto nadał by sens mojemu życiu, powiedział co mam zrobić. Ktoś kto popierałby moje chore ambicje... Komu mam wierzyć? Jak mam odróżnić dobro od zła kiedy tak naprawdę nigdy mnie tego nie nauczono? Muszę próbować sam. Muszę uczyć się na błędach. Muszę sam poznać co jest dobre a co złe-wyjaśnił spokojnie. -Jesteś taką moją nadzieją, Granger. Przykładem za którym zdecydowałem tymczasowo podążać...
-Dlaczego akurat za mną?-spytała patrząc prosto w jego stalowoszare oczy.
-Bo skoro Voldemort był według ludzi ucieleśnieniem zła, a ja byłem jednym z jego uczniów... ty musisz być tą dobrą-powiedział patrząc na nią nieodgadnionym wzrokiem. -Jednak w tym momencie cały mój świat legnie w gruzach-powiedział kompletnie zbijając ją z tropu. Uniosła brwi zupełnie zapominając o płakaniu. Draco Malfoy był wyjątkowo tajemniczy. Wnosił do jej życia przygodę, coś czego po upadku Voldemorta jej brakowało. Był nieobliczalny razem z nim przychodził jego różnoznaczny uśmiech i spojrzenie będące jedną wielką zagadką. Poznanie go byłoby przygodą. Jego osobliwy charakter, niezwykła osobowość sprawiały, że spotkanie z nim nigdy nie było nudne. Napawał ją mnóstwem sprzecznych uczuć. Chyba dlatego tak łatwo było zapomnieć i po prostu pokochać...
-Dlaczego?-spytała po dłuższej chwili milczenia.
-Jedyne czego pragnę to szczęścia, Granger-powiedział przenikając ją spojrzeniem swoich stalowoszarych oczu. -Zło, którym byłem przesiąknięty nie pozwalało mi być szczęśliwy. Teraz jednak wiem, że to nie dobro mi potrzebne.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Nie rozumiała jego toku myślenia. Chłopak zaśmiał się cicho widząc jej reakcję.
-Płaczesz. Jesteś nieszczęśliwa-stwierdził spokojnie. -W takim razie to, że będę dobry niczego nie zmieni-wyjaśnił, a po jego twarzy przebiegł cień uśmiechu. Mimo to nie udało mu się ukryć zawodu jaki w tym momencie poczuł.
-Widać, wielu rzeczy jeszcze nie pojąłeś, Malfoy-powiedziała dziewczyna. Zamarła kiedy chłopak nachylił się nad nią by otrzeć rękawem łzy z jej policzków.
-Zatem mi wyjaśnij-poprosił.
-Płaczę, bo Ron wysłał mi sowę-powiedziała wciskając mu w ręce małą karteczkę. Chłopak zrobił zdziwioną minę, jednak przyjął ją od dziewczyny. Szybko przeczytał treść listu, a na jego twarzy wykwitł drwiący uśmiech.
-Dalej nie wiem czemu płaczesz-powiedział cicho. -Czy Weasley jest wart twoich łez? Dlaczego ktoś dobry ma płakać przez kogoś złego?
-Naucz się jednego, Malfoy. Dobro przynosi szczęście. Nie każdy będzie dla ciebie dobry, ale ty możesz. Dobre uczynki zawsze do ciebie wracają-powiedziała z pogodniejszym wyrazem twarzy. Widać bardzo zależało jej na tym by ją zrozumiał.
Czy jej dobre uczynki do niej wróciły? Możliwe... jednak czuła się niesprawiedliwie potraktowana. Ciągle przydarzało jej się coś złego. Jej szczęście nigdy nie trwało długo. Wpatrywała się w mężczyznę, a z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie.
-Nie słuchasz mnie, prawda?-spytał zrezygnowany. Nie był głupi, widział, że coś jest nie tak.
-Słucham cię, słucham-skłamała, pragnąc zaoszczędzić nieprzyjemnych rozmów. Draco wydawał się być bardzo zażenowany.
-Kobieto... właśnie spytałem czy za mnie wyjdziesz.
poniedziałek, 24 czerwca 2013
21. Zdrada
-Cześć Ginny! Co ty tu robisz?-spytała szeroko uśmiechnięta kobieta.
-Cześć Miona, cześć Ray. Harry powiedział, że wracacie, ale nie ukrywam byłam trochę obrażona kiedy mnie o tym nie poinformowałaś-oznajmiła rudowłosa, czule przytulając do siebie przyjaciółkę i jej syna.
-Przepraszam, wypadło mi to z głowy.
-Ale teraz zostajecie na stałe?-spytała Ginny z nadzieją.
-I to na dobre-zapewniła ją przyjaciółka. -Wracam nawet do pracy w Mungu-oświadczyła nie kryjąc entuzjazmu.
-To świetnie, Hermiono-ucieszyła się ruda. -Co powiecie na spacer?-spytała.
-Super-powiedzieli ruszając w stronę jednej z alejek ze sklepami.
-Rozumiem, że z Draconem...-zaczęła Ginny lekko się rumieniąc.
-Wszystko w porządku-zapewniła ją Hermiona. -Nawet bardzo-dodała z uśmiechem.
-Mówisz?-spytała ruda nagle się zatrzymując. Hermiona spojrzała na nią zaskoczona jednak przyjaciółka nie reagowała na jej pytające spojrzenie. Powędrowała za jej wzrokiem i tym razem i ona zamarła. Jedynie Ray nie wzruszony obserwował całą sytuację. Draco Malfoy właśnie całował w rękę jakąś niebywale piękną blondynkę.
-Wiesz, że zawsze byłam szczera, dlatego teraz ci powiem, że mi to wygląda na randkę-powiedziała Ginny patrząc niepewnie na przyjaciółkę. Dopiero teraz Hermiona zdała sobie sprawę , że na ich stoliku stoją świece i jest to niebywale romantyczna kawiarnia. Dookoła siedziały same pary.
-Nie wierzę-powiedziała z niedowierzaniem. -Chodź, Ray. Idziemy-złapała chłopca za rękę, po czym nawet się nie żegnając teleportowała się do mieszkania.
Próbowała wmówić sobie, że to nic nie znaczy, że to tylko tak wyglądało a między Draconem a tą kobietą do niczego nie doszło. Mimo to nie mogła pozbyć się palącego uczucia jakim była zazdrość. Czuła się zdradzona, oszukana. Jeżeli Malfoy ją zdradził, co było bardzo możliwe, była idiotką. Zaufała mu i po raz kolejny miała tego żałować. Nie zamierzała jednak na to pozwolić. Opanował ją gniew jednak po chwili ochłonęła. Musiała myśleć trzeźwo. Pocałunek w rękę i jedno spotkanie nie musi nic znaczyć. Musiała mu zaufać. Nie raz pokazał, że na to zasługuje. Ciężko opadła na kanapę, ukrywając twarz w dłoniach. Dwa głębokie oddechy i szeroki uśmiech... Zerwała się na nogi z nowymi chęciami do życia. Spędziła z Ray'em przyjemne chwile kiedy to do drzwi zadzwonił dzwonek. No tak... w końcu Draco miał ich odwiedzić wieczorem. Westchnęła głęboko, po czym przyjmując na twarz szeroki uśmiech otworzyła drzwi.
-Cześć, Draco-powiedziała, jednak jej głos zabrzmiał trochę zbyt oschle.
-W porządku?-spytał marszcząc brwi. Nie chciał narażać się tej kobiecie.
-Tak-odpowiedziała całując go w policzek. -Jak na spotkaniu?-spytała niby od niechcenia.
-Wolałbym być tutaj-powiedział lekko się uśmiechając. Kobieta poczuła ulgę, jednak nie zamierzała być tak łatwowierna. Zamierzała być bardziej czujna, nie chciała robić z siebie kolejnej naiwnej panienki Malfoy'a.
Fakt, że miała z nim dwójkę dzieci niczego nie zmieniał. Była niezależną kobietą i doskonale znała swoją wartość. Kochała Dracona i życie bez niego było dla niej niebywale ciężkie, jednak nie zamierzała pozwalać na to by jej nie szanował. Czy to możliwe by tak dobry dla niej mężczyzna mógł zdradzać ją za plecami?
Bądź czujna, Hermiono!-pomyślała po raz ostatni tego wieczoru. Zbyt mocno kochała Dracona Malfoy'a by mogła uwierzyć w takie rzeczy. Tak przynajmniej sobie wmawiała. Niepokój. To uczucie miało jej nie opuszczać przez długi czas...
***
-Wystarczy trochę wyciągu szczuroszczeta i będzie po sprawie-powiedziała Hermiona z delikatnym uśmiechem. Powrót do pracy dobrze jej zrobił. Wreszcie miała co z sobą zrobić. Praca w szpitalu to coś co bardzo lubiła. Lubiła pomagać. Ray chodził do szkoły o czym zapewniał ją zarówno syn jak i Draco, który go tam zawoził. Po tym jak trafiła do szpitala i leżała w śpiączce nie miał odwagi okłamywać jej w tej samej kwestii. Wszyscy stanowili kochającą się trójkę i nic nie było wstanie tego zmienić. No może... czwarta osoba, która za parę miesięcy miała przyjść na świat. Hermiona odruchowo pogładziła się po brzuchu, z cichym westchnięciem sięgając po kubek kawy. Była zmęczona. Dziewczynka ,która przed chwilą siedziała w jej gabinecie była już piętnastą osobą, której nic nie dolegało w ciągu tego przedpołudnia. Wizja dalszych wizyt mogłaby być przerażająca, jednak Hermiona zbyt mocno lubiła swoją pracę. Mimo ogólnego zmęczenia sprawiała jej przyjemność.
-Cześć Ginny-powiedziała widząc wchodzącą do środka przyjaciółkę.
-Gotowa?-spytała ruda szeroko się uśmiechając.
-Gotowa na co?-Hermiona wydawała się być lekko zbita z tropu.
-Jak to na co?! Zakupy, Miona!-krzyknęła Ginny. Jej entuzjazm od razu udzielił się Hermionie.
-No tak... wyleciało mi z głowy. Chętnie, tyle, że nie wiem czy wiesz ale jestem w pracy.
-Miona dochodzi osiemnasta... dawno powinnaś wyjść-powiedziała lekko zażenowana Ginny.
-Co?!-brązowowłosa zdezorientowana spojrzała na zegarek. Westchnęła cicho kiedy zobaczyła która godzina i powoli wstała z krzesła. Zakręciło jej się w głowie, dlatego zaparła się rękami o oparcie krzesła.
-W porządku?-spytała Ginny podchodząc do przyjaciółki.
-Tak... po prostu nie najlepiej się czuje. Jestem zmęczona, odpuśćmy sobie te zakupy, co?-spytała niepewnie.
-Dobrze... nie powinnaś się przemęczać, Hermiono-powiedziała zatroskana Ginny. Przyjrzała się baczniej przyjaciółce. Dopiero teraz zwróciła uwagę na jej bladą twarz i podkrążone oczy. Oprócz fizycznego zmęczenia coś wyraźnie ją trapiło.
-Czy między tobą, a Draco wszystko w porządku?-wypaliła, przysiadając się po drugiej stronie biurka. Przekrzywiła głowę na bok, mierząc przyjaciółkę podejrzliwym spojrzeniem. Hermiona westchnęła głęboko po czym z zrezygnowaniem opadła na swój fotel.
-Coś widzę, że czeka nas rozmowa-stwierdziła Ginny, widząc reakcję szatynki. -Opowiadaj-powiedziała podpierając brodę łokciami.
-Niby tak... jest jak zwykle w miarę miły i w ogóle... troszczy się o mnie. Ale ciągle gdzieś wychodzi. No i jeszcze ta sytuacja w kawiarni. Chciałabym mu ufać, ale widok jak rozmawia z tą kobietą nie daje mi spokoju-wyjaśniła lekko podłamanym głosem. -Boję się Ginny. Boję się, że mnie z nią zdradza. To by znaczyło, że chyba naprawdę nie zasługuję na normalnego faceta-powiedziała zaczesując ręką włosy. Zawsze tak robiła kiedy była zdenerwowana.
-Spokojnie, Miona. Wszystko na pewno będzie dobrze-pocieszyła ją Ginny. -Może powinnaś z nim o tym pogadać?-zasugerowała niepewnie.
-Nie mam ochoty o tym rozmawiać-powiedziała wyjątkowo ponurym głosem.
-Ale skoro tak cię to męczy...-próbowała ją przekonać.
-Nie, Ginn!-przerwała jej dość ostrym tonem. Rudowłosa patrzyła na nią zdziwiona. Jej przyjaciółka spędzała zdecydowanie za dużo czasu z Malfoy'em.
-Przepraszam-szepnęła po chwili Hermiona. Zrozumiała, że trochę ją poniosło. -Wracajmy do domu-powiedziała wstając z miejsca. Czuła jak uginają się pod nią nogi, jednak postanowiła to zignorować. Była zmęczona i było to normalne. Do czasu... Kiedy wyszły na korytarz omal nie upadła i uratowało ją jedynie stojące krzesło. Złapała się za jego oparcie biorąc kilka głębszych oddechów.
-Hermiona?-spytała ostrożnie Ginny. -Chyba rzeczywiście nie najlepiej się czujesz-stwierdziła zatroskana. -Chodźmy do lekarza-powiedziała, podając jej rękę i ciągnąc w stronę jakiegoś bocznego korytarza.
***
-Musisz uważać, Hermiono-powiedział jej znajomy lekarz, patrząc na nią wyjątkowo smutnym wzrokiem. -Nie jest z tobą dobrze. Jeżeli nie zaczniesz się oszczędzać, niewątpliwie stracisz dziecko-powiedział wyjątkowo poważnym tonem. Kobieta spojrzała na niego przerażona. Było jej wstyd, że dopuściła się takiej sytuacji. Spuściła głowę, próbując wziąć się w garść. Nie tak zachowuje się dzielna Hermiona.
-Jak bardzo jest źle?-spytała patrząc na niego swoimi wielkimi tym razem smutnymi, czekoladowymi oczami.
-Ciąża jest zagrożona, ale jeśli odpoczniesz w domu i zaczniesz brać eliksiry...
-Zrobię wszystko-szybko go zapewniła.
-W takim razie wracaj do domu, kładź się do łóżka i odpoczywaj-powiedział podając jej pudełko z najróżniejszymi eliksirami. Szybko wyjaśnił jej wszystkie sprawy, po czym odprowadził ją do drzwi.
-Uważaj na siebie, Hermiono-powiedział delikatnie się uśmiechając.
-No jasne, że będę-zapewniła go, zdobywając się na uśmiech. Kolejny problem na jej wymęczone barki...
Kiedy wyszła za drzwi od razu napadła ją rudowłosa osóbka.
-I jak?-spytała z troską.
-W porządku. To normalne w moim stanie. Po prostu jestem zmęczona-skłamała Hermiona, uśmiechając się do przyjaciółki. -Wracajmy, jest już późno-poprosiła. Szybko doszły do kominka. Pożegnały się i obydwie zniknęły w tym samym czasie, rozchodząc się do dwóch różnych miejsc.
***
Weszła do mieszkania, z trudem powstrzymując łzy. Wszystko z powrotem się waliło. Czy ona naprawdę nie zasługiwała na szczęście? Nie mogła stracić dziecka. Mimo iż jeszcze się nie urodziło, bardzo je kochała. Póki co nie zamierzała mówić o komplikacjach Draconowi. Czuła, że by jej tego nie wybaczył, bała się o tym komukolwiek powiedzieć.
-Hermiona-do przedpokoju wszedł blondyn z nieco zaniepokojonym wyrazem twarzy.
-Wiesz która godzina?-spytał z lekkim wyrzutem. Po chwili jednak spoważniał widząc wyraz jej twarzy. Widać powstrzymywała łzy. -W porządku?-spytał, podchodząc bliżej i obejmując ją w talii.
-Daj mi spokój, na chwilę-poprosiła patrząc mu prosto w oczy.
-Co zrobiłem?-spytał wyraźnie zaniepokojony.
-Dobranoc, Draco-powiedziała uwalniając się z jego uścisku. Patrzył zdziwiony jak znika za drzwiami sypialni, czując dziwne ukłucie w sercu. Ostatnio się od siebie oddalili. Zachowywali się normalnie jednak on nie mógł odpędzić się od wrażenia, że coś jest nie w porządku. Patrzył jak odchodzi i nic nie mógł na to poradzić. To jak coś co uciekało między palcami, a on nie zdolny był do łapania...
-Cześć Miona, cześć Ray. Harry powiedział, że wracacie, ale nie ukrywam byłam trochę obrażona kiedy mnie o tym nie poinformowałaś-oznajmiła rudowłosa, czule przytulając do siebie przyjaciółkę i jej syna.
-Przepraszam, wypadło mi to z głowy.
-Ale teraz zostajecie na stałe?-spytała Ginny z nadzieją.
-I to na dobre-zapewniła ją przyjaciółka. -Wracam nawet do pracy w Mungu-oświadczyła nie kryjąc entuzjazmu.
-To świetnie, Hermiono-ucieszyła się ruda. -Co powiecie na spacer?-spytała.
-Super-powiedzieli ruszając w stronę jednej z alejek ze sklepami.
-Rozumiem, że z Draconem...-zaczęła Ginny lekko się rumieniąc.
-Wszystko w porządku-zapewniła ją Hermiona. -Nawet bardzo-dodała z uśmiechem.
-Mówisz?-spytała ruda nagle się zatrzymując. Hermiona spojrzała na nią zaskoczona jednak przyjaciółka nie reagowała na jej pytające spojrzenie. Powędrowała za jej wzrokiem i tym razem i ona zamarła. Jedynie Ray nie wzruszony obserwował całą sytuację. Draco Malfoy właśnie całował w rękę jakąś niebywale piękną blondynkę.
-Wiesz, że zawsze byłam szczera, dlatego teraz ci powiem, że mi to wygląda na randkę-powiedziała Ginny patrząc niepewnie na przyjaciółkę. Dopiero teraz Hermiona zdała sobie sprawę , że na ich stoliku stoją świece i jest to niebywale romantyczna kawiarnia. Dookoła siedziały same pary.
-Nie wierzę-powiedziała z niedowierzaniem. -Chodź, Ray. Idziemy-złapała chłopca za rękę, po czym nawet się nie żegnając teleportowała się do mieszkania.
Próbowała wmówić sobie, że to nic nie znaczy, że to tylko tak wyglądało a między Draconem a tą kobietą do niczego nie doszło. Mimo to nie mogła pozbyć się palącego uczucia jakim była zazdrość. Czuła się zdradzona, oszukana. Jeżeli Malfoy ją zdradził, co było bardzo możliwe, była idiotką. Zaufała mu i po raz kolejny miała tego żałować. Nie zamierzała jednak na to pozwolić. Opanował ją gniew jednak po chwili ochłonęła. Musiała myśleć trzeźwo. Pocałunek w rękę i jedno spotkanie nie musi nic znaczyć. Musiała mu zaufać. Nie raz pokazał, że na to zasługuje. Ciężko opadła na kanapę, ukrywając twarz w dłoniach. Dwa głębokie oddechy i szeroki uśmiech... Zerwała się na nogi z nowymi chęciami do życia. Spędziła z Ray'em przyjemne chwile kiedy to do drzwi zadzwonił dzwonek. No tak... w końcu Draco miał ich odwiedzić wieczorem. Westchnęła głęboko, po czym przyjmując na twarz szeroki uśmiech otworzyła drzwi.
-Cześć, Draco-powiedziała, jednak jej głos zabrzmiał trochę zbyt oschle.
-W porządku?-spytał marszcząc brwi. Nie chciał narażać się tej kobiecie.
-Tak-odpowiedziała całując go w policzek. -Jak na spotkaniu?-spytała niby od niechcenia.
-Wolałbym być tutaj-powiedział lekko się uśmiechając. Kobieta poczuła ulgę, jednak nie zamierzała być tak łatwowierna. Zamierzała być bardziej czujna, nie chciała robić z siebie kolejnej naiwnej panienki Malfoy'a.
Fakt, że miała z nim dwójkę dzieci niczego nie zmieniał. Była niezależną kobietą i doskonale znała swoją wartość. Kochała Dracona i życie bez niego było dla niej niebywale ciężkie, jednak nie zamierzała pozwalać na to by jej nie szanował. Czy to możliwe by tak dobry dla niej mężczyzna mógł zdradzać ją za plecami?
Bądź czujna, Hermiono!-pomyślała po raz ostatni tego wieczoru. Zbyt mocno kochała Dracona Malfoy'a by mogła uwierzyć w takie rzeczy. Tak przynajmniej sobie wmawiała. Niepokój. To uczucie miało jej nie opuszczać przez długi czas...
***
-Wystarczy trochę wyciągu szczuroszczeta i będzie po sprawie-powiedziała Hermiona z delikatnym uśmiechem. Powrót do pracy dobrze jej zrobił. Wreszcie miała co z sobą zrobić. Praca w szpitalu to coś co bardzo lubiła. Lubiła pomagać. Ray chodził do szkoły o czym zapewniał ją zarówno syn jak i Draco, który go tam zawoził. Po tym jak trafiła do szpitala i leżała w śpiączce nie miał odwagi okłamywać jej w tej samej kwestii. Wszyscy stanowili kochającą się trójkę i nic nie było wstanie tego zmienić. No może... czwarta osoba, która za parę miesięcy miała przyjść na świat. Hermiona odruchowo pogładziła się po brzuchu, z cichym westchnięciem sięgając po kubek kawy. Była zmęczona. Dziewczynka ,która przed chwilą siedziała w jej gabinecie była już piętnastą osobą, której nic nie dolegało w ciągu tego przedpołudnia. Wizja dalszych wizyt mogłaby być przerażająca, jednak Hermiona zbyt mocno lubiła swoją pracę. Mimo ogólnego zmęczenia sprawiała jej przyjemność.
-Cześć Ginny-powiedziała widząc wchodzącą do środka przyjaciółkę.
-Gotowa?-spytała ruda szeroko się uśmiechając.
-Gotowa na co?-Hermiona wydawała się być lekko zbita z tropu.
-Jak to na co?! Zakupy, Miona!-krzyknęła Ginny. Jej entuzjazm od razu udzielił się Hermionie.
-No tak... wyleciało mi z głowy. Chętnie, tyle, że nie wiem czy wiesz ale jestem w pracy.
-Miona dochodzi osiemnasta... dawno powinnaś wyjść-powiedziała lekko zażenowana Ginny.
-Co?!-brązowowłosa zdezorientowana spojrzała na zegarek. Westchnęła cicho kiedy zobaczyła która godzina i powoli wstała z krzesła. Zakręciło jej się w głowie, dlatego zaparła się rękami o oparcie krzesła.
-W porządku?-spytała Ginny podchodząc do przyjaciółki.
-Tak... po prostu nie najlepiej się czuje. Jestem zmęczona, odpuśćmy sobie te zakupy, co?-spytała niepewnie.
-Dobrze... nie powinnaś się przemęczać, Hermiono-powiedziała zatroskana Ginny. Przyjrzała się baczniej przyjaciółce. Dopiero teraz zwróciła uwagę na jej bladą twarz i podkrążone oczy. Oprócz fizycznego zmęczenia coś wyraźnie ją trapiło.
-Czy między tobą, a Draco wszystko w porządku?-wypaliła, przysiadając się po drugiej stronie biurka. Przekrzywiła głowę na bok, mierząc przyjaciółkę podejrzliwym spojrzeniem. Hermiona westchnęła głęboko po czym z zrezygnowaniem opadła na swój fotel.
-Coś widzę, że czeka nas rozmowa-stwierdziła Ginny, widząc reakcję szatynki. -Opowiadaj-powiedziała podpierając brodę łokciami.
-Niby tak... jest jak zwykle w miarę miły i w ogóle... troszczy się o mnie. Ale ciągle gdzieś wychodzi. No i jeszcze ta sytuacja w kawiarni. Chciałabym mu ufać, ale widok jak rozmawia z tą kobietą nie daje mi spokoju-wyjaśniła lekko podłamanym głosem. -Boję się Ginny. Boję się, że mnie z nią zdradza. To by znaczyło, że chyba naprawdę nie zasługuję na normalnego faceta-powiedziała zaczesując ręką włosy. Zawsze tak robiła kiedy była zdenerwowana.
-Spokojnie, Miona. Wszystko na pewno będzie dobrze-pocieszyła ją Ginny. -Może powinnaś z nim o tym pogadać?-zasugerowała niepewnie.
-Nie mam ochoty o tym rozmawiać-powiedziała wyjątkowo ponurym głosem.
-Ale skoro tak cię to męczy...-próbowała ją przekonać.
-Nie, Ginn!-przerwała jej dość ostrym tonem. Rudowłosa patrzyła na nią zdziwiona. Jej przyjaciółka spędzała zdecydowanie za dużo czasu z Malfoy'em.
-Przepraszam-szepnęła po chwili Hermiona. Zrozumiała, że trochę ją poniosło. -Wracajmy do domu-powiedziała wstając z miejsca. Czuła jak uginają się pod nią nogi, jednak postanowiła to zignorować. Była zmęczona i było to normalne. Do czasu... Kiedy wyszły na korytarz omal nie upadła i uratowało ją jedynie stojące krzesło. Złapała się za jego oparcie biorąc kilka głębszych oddechów.
-Hermiona?-spytała ostrożnie Ginny. -Chyba rzeczywiście nie najlepiej się czujesz-stwierdziła zatroskana. -Chodźmy do lekarza-powiedziała, podając jej rękę i ciągnąc w stronę jakiegoś bocznego korytarza.
***
-Musisz uważać, Hermiono-powiedział jej znajomy lekarz, patrząc na nią wyjątkowo smutnym wzrokiem. -Nie jest z tobą dobrze. Jeżeli nie zaczniesz się oszczędzać, niewątpliwie stracisz dziecko-powiedział wyjątkowo poważnym tonem. Kobieta spojrzała na niego przerażona. Było jej wstyd, że dopuściła się takiej sytuacji. Spuściła głowę, próbując wziąć się w garść. Nie tak zachowuje się dzielna Hermiona.
-Jak bardzo jest źle?-spytała patrząc na niego swoimi wielkimi tym razem smutnymi, czekoladowymi oczami.
-Ciąża jest zagrożona, ale jeśli odpoczniesz w domu i zaczniesz brać eliksiry...
-Zrobię wszystko-szybko go zapewniła.
-W takim razie wracaj do domu, kładź się do łóżka i odpoczywaj-powiedział podając jej pudełko z najróżniejszymi eliksirami. Szybko wyjaśnił jej wszystkie sprawy, po czym odprowadził ją do drzwi.
-Uważaj na siebie, Hermiono-powiedział delikatnie się uśmiechając.
-No jasne, że będę-zapewniła go, zdobywając się na uśmiech. Kolejny problem na jej wymęczone barki...
Kiedy wyszła za drzwi od razu napadła ją rudowłosa osóbka.
-I jak?-spytała z troską.
-W porządku. To normalne w moim stanie. Po prostu jestem zmęczona-skłamała Hermiona, uśmiechając się do przyjaciółki. -Wracajmy, jest już późno-poprosiła. Szybko doszły do kominka. Pożegnały się i obydwie zniknęły w tym samym czasie, rozchodząc się do dwóch różnych miejsc.
***
Weszła do mieszkania, z trudem powstrzymując łzy. Wszystko z powrotem się waliło. Czy ona naprawdę nie zasługiwała na szczęście? Nie mogła stracić dziecka. Mimo iż jeszcze się nie urodziło, bardzo je kochała. Póki co nie zamierzała mówić o komplikacjach Draconowi. Czuła, że by jej tego nie wybaczył, bała się o tym komukolwiek powiedzieć.
-Hermiona-do przedpokoju wszedł blondyn z nieco zaniepokojonym wyrazem twarzy.
-Wiesz która godzina?-spytał z lekkim wyrzutem. Po chwili jednak spoważniał widząc wyraz jej twarzy. Widać powstrzymywała łzy. -W porządku?-spytał, podchodząc bliżej i obejmując ją w talii.
-Daj mi spokój, na chwilę-poprosiła patrząc mu prosto w oczy.
-Co zrobiłem?-spytał wyraźnie zaniepokojony.
-Dobranoc, Draco-powiedziała uwalniając się z jego uścisku. Patrzył zdziwiony jak znika za drzwiami sypialni, czując dziwne ukłucie w sercu. Ostatnio się od siebie oddalili. Zachowywali się normalnie jednak on nie mógł odpędzić się od wrażenia, że coś jest nie w porządku. Patrzył jak odchodzi i nic nie mógł na to poradzić. To jak coś co uciekało między palcami, a on nie zdolny był do łapania...
niedziela, 23 czerwca 2013
20. Spotkanie
-Cześć Alison. Chciałaś się spotkać-powiedział blondyn przysiadając się do stolika w przytulnej kawiarni.
-Tak...-przyznała, wyciągając na blat grubą teczkę.
-Co to?-spytał blondyn unosząc wysoko brwi.
-Receptura na eliksir leczący z wilkołactwa-wyjaśniła wykrzywiając usta w zadowolonym uśmiechu.
-Gdzie to znalazłaś?-spytał zabierając teczkę i przeglądając zawarte w niej papiery.
-Znajdowały się na moim strychu od paru lat. Powiedzmy, że chytrym podstępem zabrałam je Hermionie Granger. Zmodyfikowałam trochę jej wspomnienia, tak, że nie pamiętała żadnego szczegółu związanego z lekarstwem-wyjaśniła z triumfem.
-Dlaczego nic z tym nie zrobiłaś?! Na takim leku można zbić fortunę!-powiedział wyraźnie zaintrygowany.
-Powiedzmy, że razem z ojcem pilnowaliśmy tego naszego sekretu. Uważał, że lepiej nie igrać z naturą. Ja tam jednak swoje wiem. Żył w przekonaniu, że brakuje odpowiednich kartek jednak ja je zdobyłam i nic nie powiedziałam. Teraz, kiedy nie żyje jestem gotowa założyć z tobą spółkę.
-To miłe-powiedział nie do końca przekonany. -Mogę ci ufać?-spytał.
-Inaczej nie pokazałabym ci papierów-powiedziała z tajemniczym uśmiechem.
-Dobrze, ale...
-Do cholery, Malfoy! Proponuję ci interes życia, a ty doszukujesz się spisku?!-spytała dość urażona.
-Nie, to nie tak...-powiedział coraz bardziej przekonany do kobiety. -W sumie... nie mam nic do stracenia-uśmiechnął się, wyciągając w jej stronę rękę.
***
-Londyn! Londyn! Londyn!-krzyczał Ray biegając po swoim dawnym mieszkaniu. Jego radość związana z powrotem do domu była nie do opisania. -Dziękuję!-powiedział rzucając się Hermionie na szyję.
Kobieta jedynie uśmiechnęła się ,zastanawiając się co takiego by się stało gdyby nie zdecydowała się na powrót. Była szczęśliwa. Myśl, że przyszłość z Draconem mogła przelecieć jej koło nosa powodowała dziwne ukłucie w jej sercu. W końcu była szczęśliwa i nie zapowiadało się, że przyjdą jakiekolwiek zmiany. Właśnie rozpakowywała rzeczy po powrocie do domu.
-Cześć, jak leci?-do pokoju wpadł Draco z szerokim uśmiechem.
-Wszedłeś bez pukania-powiedziała zażenowana dziewczyna, mechanicznie gasząc jego entuzjazm.
-Było otwarte-odparł nieco urażony. Mimo to po chwili na jego usta ponownie wdarł się uśmiech. Nie miał ochoty psuć tego dnia beznadziejnymi kłótniami.
-Gdzie byłeś?-spytała Hermiona, postanawiając, że i ona nie zamierza ciągnąć dłużej takiego tematu.
-Musiałem się z kimś spotkać-powiedział. Fakt, że był czymś pozytywnie przejęty nie umknął uwadze Hermiony jednak nie zamierzała naciskać. Nie domagała się głębszej odpowiedzi, stwierdzając, że jeżeli będzie chciał, to z pewnością ją o tym poinformuje. Uśmiechnęła się delikatnie, podchodząc bliżej mężczyzny.
-Tak sobie myślałam...-powiedziała zaczynając rozmowę dość niepewnym tonem. Dracona wręcz wmurowało w podłogę. Przeczuwał coś niedobrego. -Chciałam z powrotem wrócić do pracy-dokończyła, patrząc prosto w jego stalowe tęczówki.
-No i...?-był lekko zaskoczony. To co powiedziała kobieta wcale nie było takie straszne.
-Tak ci tylko mówię-oznajmiła lekko zbita z tropu. Cała ta rozmowa ledwo się trzymała.
-Nie sądzę żeby był to dobry pomysł-zauważył Draco bacznie się jej przyglądając.
-Tylko na parę miesięcy-powiedziała kobieta. -Odpuszczę sobie przed narodzinami dziecka.
Draco przyglądał się jej nieprzekonany. Praca w szpitalu zawsze była wykańczająca, a wstanie Hermiony nie było to wskazane.
-Jak chcesz-powiedział niewzruszony. Kobieta otworzyła buzię, przyglądając mu się z szokiem.
-Serio?! Tyle?! Nie będzie: "Nie Hermiono nie rób tego!", "Co ci na mózg padło?! W mungu roi się od brudnych mugoli, którzy niegodni natknęli się na magię i teraz tego żałują!" albo "Nie, Hermiono nie pozwolę ci na to tak po prostu, bo jestem złośliwy!"-spytała z niedowierzaniem idealnie naśladując jego głos.
-Przestań!-powiedział nieco urażony. -Mój głos nie jest aż tak piskliwy-dodał z wyrzutem.
-Oczywiście, że jest-do rozmowy wtrącił się Ray, który do tej pory tylko przyglądał się tej scenie.
-Nie wtrącaj się-warknął blondyn. -To na pewno moje dziecko?-szepnął do Hermiony, która natychmiastowo spiorunowała go wzrokiem. -No co ?! Ja nie jestem taki "wkurzający"-zaznaczył, dumnie wypinając pierś. Kobieta prychnęła pod nosem, obrzucając go pogardliwym wzrokiem.
-Przynajmniej słusznie twierdzi, że masz piskliwy głos-powiedziała, po czym opuściła pomieszczenie, niosąc jakiś karton do innego pokoju.
-No nie-warknął Draco, splatając ręce na piersi. -Czy ona musi być taka wredna?!-spytał zwracając się w stronę Ray'a. Chłopiec jedynie wzruszył ramionami, uśmiechając się niepewnie. Blondyn wywrócił oczami, po czym poszedł za kobietą do jej pokoju.
-Jesteś okropna-powiedział, zwracając się do jej pleców. Mimo to objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. -Nie mam piskliwego głosu-dodał, bo męczyło go to tak, jak nic innego.
-Tak czy inaczej-mruknęła kobieta, odwracając się do niego i zarzucając mu ręce na szyję. Zbliżyła się do niego, a ich usta miały się zetknąć kiedy usłyszeli ciche pukanie w szybę. Draco niechętnie odsunął się od Hermiony, wpuszczając do pokoju dość dużą sowę. Brązowowłosa odwiązała z jej nóżki list i spokojnie rozwinęła pergamin.
-To do ciebie-powiedziała zaskoczona, podając mężczyźnie kartkę. Blondyn szybko zlustrował zawartą w nim treść i blado się uśmiechnął.
-Wygląda na to, że muszę iść-oznajmił, a w jego głosie dało się wyczuć niechęć.
-Coś się stało?-spytała nieco zaniepokojona.
-Nie, wszystko w porządku-zapewnił ją kierując się pośpiesznie w stronę drzwi. -Powiedzmy, że interesy wzywają.
-Powinnam o czymś wiedzieć?-spytała.
-Wszystko w porządku-powtórzył zawracając by złożyć na jej ustach krótki pocałunek. -Niedługo wrócę-dodał pragnąc by była spokojna.
-Wiesz... tak sobie myślałam... pójdziemy z Ray'em na zakupy.Do tego spacer nam się przyda-powiedziała z lekkim uśmiechem. Blondyn zmierzył ją podejrzliwym wzrokiem, jednak nic nie powiedział. Odwzajemnił jej uśmiech, po czym pociągnął za rękę w stronę drzwi. Po chwili razem z Ray'em byli już na ulicy Pokątnej, spokojnie spacerując.
-Dokąd tak właściwie idziesz?-spytała Hermiona zwracając się do blondyna.
-Mam spotkanie w tamtej kawiarni-wskazał na jeden z kolorowych budynków.
-W takim razie do zobaczenia. Przyjdź do nas wieczorem-powiedziała całując go w policzek i odchodząc razem z Ray'em. Mężczyzna westchnął cicho, po czym również udał się w swoją stronę.
***
-Alison! Zaczynasz mnie wkurzać. Nie mogę być na każde twoje wezwanie-żachnął się Draco z obrażoną miną siadając przy stoliku obok kobiety.
-Daj spokój, jakoś to przeżyjesz-powiedziała blondynka z szerokim uśmiechem.
-Jestem twoim wspólnikiem, nie sługusem...-przypomniał jej lekko urażony. Nie tak traktuje się dumnego Malfoy'a. -Do rzeczy. Po co kazałaś mi "niezwłocznie przyjść!!!" ?-spytał desperacko naśladując jej głos.
-Nie mam aż tak piskliwego głosu!-krzyknęła oburzona, na co Draco jedynie wywrócił oczami. Coś już o tym wiedział. Postanowił jednak tego nie komentować i cierpliwie czekać na odpowiedź.
-No więc naszły mnie pewne wątpliwości-wypaliła bez cienia krępowania.
-Żartujesz sobie?!-spytał zażenowany. Mimo to po jego twarzy przeszedł cień uśmiechu. Polubił tę kobietę. Alison w roli jego wspólniczki reprezentowała się całkiem nieźle. -Spisaliśmy umowę-przypomniał jej.
-Tak... ale... Okazuje się , że nie znasz mnie wystarczająco. Nie jestem idiotką, Malfoy. Oszukałeś mnie, to znaczy próbowałeś mnie oszukać, ale ja jestem na to zbyt mądra. Zbyt wiele lat robiłam podobne rzeczy, żeby teraz dać się wykiwać takiemu amatorowi jak ty-powiedziała przybierając groźny wyraz twarzy.
-Wypraszam sobie!-krzyknął poruszony.
-Że mnie oszukałeś?-spytała z politowaniem.
-Że jestem amatorem-poprawił ją ze specyficznym uśmieszkiem. -Umowa została podpisana, nie możesz jej zerwać-powiedział wyraźnie z siebie zadowolony.
-Nie, bo to ja mam potrzebne mam papiery-na twarz kobiety wdarł się triumf. -Mogę zerwać umowę w każdej chwili, a to tobie będzie zależało żeby podpisać ją od nowa.
-Ale z naszej dwójki tylko ja jestem na tyle zdolny, żeby uwarzyć ten przeklęty eliksir więc nie jestem tobie obojętny-powiedział prychając pod nosem.
-Jest na świecie mnóstwo zdolniejszych od ciebie!-powiedziała z wyrzutem.
-Racja! Biegnij, komu zaufasz na tyle, żeby powarzyć mu tak ważną recepturę?-spytał z kpiną. -Nie zaufasz, Alison. Nie póki chodzę po świecie i mogę wygadać przepis każdemu kogo napotkam na drodze-na jego twarz wdarł się szeroki, triumfalny uśmiech. Wygrał tę potyczkę.
-Co powiesz na usunięcie cie z tej drogi?-wycedziła opierając ręce na blacie stołu i pochylając się nad nim. Patrzyła prosto w jego stalowoszare oczy z niezwykłą odwagą. Do tej pory tylko jedna kobieta nie bała się tak na niego patrzeć... -Wyobraź sobie, że sprawdziłam cię. Wiem kim byłeś i uwierz mi nie stanowisz dla mnie problemu więc albo zacznij być uczciwy albo będę zmuszona wyeliminować cię z gry-warknęła splatając ręce na piersi.
-Doprawdy? A co mi zrobi taka krucha istotka?-spytał z kpiną.
-Ja nie... ale mam pewne znajomości. Po mojej stronie stoi sam minister magii-powiedziała dumnie unosząc głowę.
-Z tego co mi wiadomo ostatnio gdzieś przepadł-zaśmiał się ironicznie.
-Odnalezienie go nie stanowi dla mnie problemu-powiedziała Alison mrożąc go wzrokiem.
-A co jeżeli odnalazłabyś go głęboko pod ziemią na pewnej niedostępnej ci wyspie?-spytał z szerokim uśmiechem.
-Nie...-powiedziała, a na jej twarz wdarło się przerażenie.
-Tak-zapewnił, szeroko się uśmiechając. Wstał po czym, ujął jej dłoń i z udawaną uprzejmością pocałował jej rękę. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, kobieta dawno leżałaby martwa. Alison zdawała się jednak nie zwracać na to uwagi i patrzyła na niego z niezwykłym jak na nią politowaniem.
-I tak cię lubię-warknęła z kpiącym uśmieszkiem, po czym pewnym krokiem opuściła kawiarnie.
-Tak...-przyznała, wyciągając na blat grubą teczkę.
-Co to?-spytał blondyn unosząc wysoko brwi.
-Receptura na eliksir leczący z wilkołactwa-wyjaśniła wykrzywiając usta w zadowolonym uśmiechu.
-Gdzie to znalazłaś?-spytał zabierając teczkę i przeglądając zawarte w niej papiery.
-Znajdowały się na moim strychu od paru lat. Powiedzmy, że chytrym podstępem zabrałam je Hermionie Granger. Zmodyfikowałam trochę jej wspomnienia, tak, że nie pamiętała żadnego szczegółu związanego z lekarstwem-wyjaśniła z triumfem.
-Dlaczego nic z tym nie zrobiłaś?! Na takim leku można zbić fortunę!-powiedział wyraźnie zaintrygowany.
-Powiedzmy, że razem z ojcem pilnowaliśmy tego naszego sekretu. Uważał, że lepiej nie igrać z naturą. Ja tam jednak swoje wiem. Żył w przekonaniu, że brakuje odpowiednich kartek jednak ja je zdobyłam i nic nie powiedziałam. Teraz, kiedy nie żyje jestem gotowa założyć z tobą spółkę.
-To miłe-powiedział nie do końca przekonany. -Mogę ci ufać?-spytał.
-Inaczej nie pokazałabym ci papierów-powiedziała z tajemniczym uśmiechem.
-Dobrze, ale...
-Do cholery, Malfoy! Proponuję ci interes życia, a ty doszukujesz się spisku?!-spytała dość urażona.
-Nie, to nie tak...-powiedział coraz bardziej przekonany do kobiety. -W sumie... nie mam nic do stracenia-uśmiechnął się, wyciągając w jej stronę rękę.
***
-Londyn! Londyn! Londyn!-krzyczał Ray biegając po swoim dawnym mieszkaniu. Jego radość związana z powrotem do domu była nie do opisania. -Dziękuję!-powiedział rzucając się Hermionie na szyję.
Kobieta jedynie uśmiechnęła się ,zastanawiając się co takiego by się stało gdyby nie zdecydowała się na powrót. Była szczęśliwa. Myśl, że przyszłość z Draconem mogła przelecieć jej koło nosa powodowała dziwne ukłucie w jej sercu. W końcu była szczęśliwa i nie zapowiadało się, że przyjdą jakiekolwiek zmiany. Właśnie rozpakowywała rzeczy po powrocie do domu.
-Cześć, jak leci?-do pokoju wpadł Draco z szerokim uśmiechem.
-Wszedłeś bez pukania-powiedziała zażenowana dziewczyna, mechanicznie gasząc jego entuzjazm.
-Było otwarte-odparł nieco urażony. Mimo to po chwili na jego usta ponownie wdarł się uśmiech. Nie miał ochoty psuć tego dnia beznadziejnymi kłótniami.
-Gdzie byłeś?-spytała Hermiona, postanawiając, że i ona nie zamierza ciągnąć dłużej takiego tematu.
-Musiałem się z kimś spotkać-powiedział. Fakt, że był czymś pozytywnie przejęty nie umknął uwadze Hermiony jednak nie zamierzała naciskać. Nie domagała się głębszej odpowiedzi, stwierdzając, że jeżeli będzie chciał, to z pewnością ją o tym poinformuje. Uśmiechnęła się delikatnie, podchodząc bliżej mężczyzny.
-Tak sobie myślałam...-powiedziała zaczynając rozmowę dość niepewnym tonem. Dracona wręcz wmurowało w podłogę. Przeczuwał coś niedobrego. -Chciałam z powrotem wrócić do pracy-dokończyła, patrząc prosto w jego stalowe tęczówki.
-No i...?-był lekko zaskoczony. To co powiedziała kobieta wcale nie było takie straszne.
-Tak ci tylko mówię-oznajmiła lekko zbita z tropu. Cała ta rozmowa ledwo się trzymała.
-Nie sądzę żeby był to dobry pomysł-zauważył Draco bacznie się jej przyglądając.
-Tylko na parę miesięcy-powiedziała kobieta. -Odpuszczę sobie przed narodzinami dziecka.
Draco przyglądał się jej nieprzekonany. Praca w szpitalu zawsze była wykańczająca, a wstanie Hermiony nie było to wskazane.
-Jak chcesz-powiedział niewzruszony. Kobieta otworzyła buzię, przyglądając mu się z szokiem.
-Serio?! Tyle?! Nie będzie: "Nie Hermiono nie rób tego!", "Co ci na mózg padło?! W mungu roi się od brudnych mugoli, którzy niegodni natknęli się na magię i teraz tego żałują!" albo "Nie, Hermiono nie pozwolę ci na to tak po prostu, bo jestem złośliwy!"-spytała z niedowierzaniem idealnie naśladując jego głos.
-Przestań!-powiedział nieco urażony. -Mój głos nie jest aż tak piskliwy-dodał z wyrzutem.
-Oczywiście, że jest-do rozmowy wtrącił się Ray, który do tej pory tylko przyglądał się tej scenie.
-Nie wtrącaj się-warknął blondyn. -To na pewno moje dziecko?-szepnął do Hermiony, która natychmiastowo spiorunowała go wzrokiem. -No co ?! Ja nie jestem taki "wkurzający"-zaznaczył, dumnie wypinając pierś. Kobieta prychnęła pod nosem, obrzucając go pogardliwym wzrokiem.
-Przynajmniej słusznie twierdzi, że masz piskliwy głos-powiedziała, po czym opuściła pomieszczenie, niosąc jakiś karton do innego pokoju.
-No nie-warknął Draco, splatając ręce na piersi. -Czy ona musi być taka wredna?!-spytał zwracając się w stronę Ray'a. Chłopiec jedynie wzruszył ramionami, uśmiechając się niepewnie. Blondyn wywrócił oczami, po czym poszedł za kobietą do jej pokoju.
-Jesteś okropna-powiedział, zwracając się do jej pleców. Mimo to objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. -Nie mam piskliwego głosu-dodał, bo męczyło go to tak, jak nic innego.
-Tak czy inaczej-mruknęła kobieta, odwracając się do niego i zarzucając mu ręce na szyję. Zbliżyła się do niego, a ich usta miały się zetknąć kiedy usłyszeli ciche pukanie w szybę. Draco niechętnie odsunął się od Hermiony, wpuszczając do pokoju dość dużą sowę. Brązowowłosa odwiązała z jej nóżki list i spokojnie rozwinęła pergamin.
-To do ciebie-powiedziała zaskoczona, podając mężczyźnie kartkę. Blondyn szybko zlustrował zawartą w nim treść i blado się uśmiechnął.
-Wygląda na to, że muszę iść-oznajmił, a w jego głosie dało się wyczuć niechęć.
-Coś się stało?-spytała nieco zaniepokojona.
-Nie, wszystko w porządku-zapewnił ją kierując się pośpiesznie w stronę drzwi. -Powiedzmy, że interesy wzywają.
-Powinnam o czymś wiedzieć?-spytała.
-Wszystko w porządku-powtórzył zawracając by złożyć na jej ustach krótki pocałunek. -Niedługo wrócę-dodał pragnąc by była spokojna.
-Wiesz... tak sobie myślałam... pójdziemy z Ray'em na zakupy.Do tego spacer nam się przyda-powiedziała z lekkim uśmiechem. Blondyn zmierzył ją podejrzliwym wzrokiem, jednak nic nie powiedział. Odwzajemnił jej uśmiech, po czym pociągnął za rękę w stronę drzwi. Po chwili razem z Ray'em byli już na ulicy Pokątnej, spokojnie spacerując.
-Dokąd tak właściwie idziesz?-spytała Hermiona zwracając się do blondyna.
-Mam spotkanie w tamtej kawiarni-wskazał na jeden z kolorowych budynków.
-W takim razie do zobaczenia. Przyjdź do nas wieczorem-powiedziała całując go w policzek i odchodząc razem z Ray'em. Mężczyzna westchnął cicho, po czym również udał się w swoją stronę.
***
-Alison! Zaczynasz mnie wkurzać. Nie mogę być na każde twoje wezwanie-żachnął się Draco z obrażoną miną siadając przy stoliku obok kobiety.
-Daj spokój, jakoś to przeżyjesz-powiedziała blondynka z szerokim uśmiechem.
-Jestem twoim wspólnikiem, nie sługusem...-przypomniał jej lekko urażony. Nie tak traktuje się dumnego Malfoy'a. -Do rzeczy. Po co kazałaś mi "niezwłocznie przyjść!!!" ?-spytał desperacko naśladując jej głos.
-Nie mam aż tak piskliwego głosu!-krzyknęła oburzona, na co Draco jedynie wywrócił oczami. Coś już o tym wiedział. Postanowił jednak tego nie komentować i cierpliwie czekać na odpowiedź.
-No więc naszły mnie pewne wątpliwości-wypaliła bez cienia krępowania.
-Żartujesz sobie?!-spytał zażenowany. Mimo to po jego twarzy przeszedł cień uśmiechu. Polubił tę kobietę. Alison w roli jego wspólniczki reprezentowała się całkiem nieźle. -Spisaliśmy umowę-przypomniał jej.
-Tak... ale... Okazuje się , że nie znasz mnie wystarczająco. Nie jestem idiotką, Malfoy. Oszukałeś mnie, to znaczy próbowałeś mnie oszukać, ale ja jestem na to zbyt mądra. Zbyt wiele lat robiłam podobne rzeczy, żeby teraz dać się wykiwać takiemu amatorowi jak ty-powiedziała przybierając groźny wyraz twarzy.
-Wypraszam sobie!-krzyknął poruszony.
-Że mnie oszukałeś?-spytała z politowaniem.
-Że jestem amatorem-poprawił ją ze specyficznym uśmieszkiem. -Umowa została podpisana, nie możesz jej zerwać-powiedział wyraźnie z siebie zadowolony.
-Nie, bo to ja mam potrzebne mam papiery-na twarz kobiety wdarł się triumf. -Mogę zerwać umowę w każdej chwili, a to tobie będzie zależało żeby podpisać ją od nowa.
-Ale z naszej dwójki tylko ja jestem na tyle zdolny, żeby uwarzyć ten przeklęty eliksir więc nie jestem tobie obojętny-powiedział prychając pod nosem.
-Jest na świecie mnóstwo zdolniejszych od ciebie!-powiedziała z wyrzutem.
-Racja! Biegnij, komu zaufasz na tyle, żeby powarzyć mu tak ważną recepturę?-spytał z kpiną. -Nie zaufasz, Alison. Nie póki chodzę po świecie i mogę wygadać przepis każdemu kogo napotkam na drodze-na jego twarz wdarł się szeroki, triumfalny uśmiech. Wygrał tę potyczkę.
-Co powiesz na usunięcie cie z tej drogi?-wycedziła opierając ręce na blacie stołu i pochylając się nad nim. Patrzyła prosto w jego stalowoszare oczy z niezwykłą odwagą. Do tej pory tylko jedna kobieta nie bała się tak na niego patrzeć... -Wyobraź sobie, że sprawdziłam cię. Wiem kim byłeś i uwierz mi nie stanowisz dla mnie problemu więc albo zacznij być uczciwy albo będę zmuszona wyeliminować cię z gry-warknęła splatając ręce na piersi.
-Doprawdy? A co mi zrobi taka krucha istotka?-spytał z kpiną.
-Ja nie... ale mam pewne znajomości. Po mojej stronie stoi sam minister magii-powiedziała dumnie unosząc głowę.
-Z tego co mi wiadomo ostatnio gdzieś przepadł-zaśmiał się ironicznie.
-Odnalezienie go nie stanowi dla mnie problemu-powiedziała Alison mrożąc go wzrokiem.
-A co jeżeli odnalazłabyś go głęboko pod ziemią na pewnej niedostępnej ci wyspie?-spytał z szerokim uśmiechem.
-Nie...-powiedziała, a na jej twarz wdarło się przerażenie.
-Tak-zapewnił, szeroko się uśmiechając. Wstał po czym, ujął jej dłoń i z udawaną uprzejmością pocałował jej rękę. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, kobieta dawno leżałaby martwa. Alison zdawała się jednak nie zwracać na to uwagi i patrzyła na niego z niezwykłym jak na nią politowaniem.
-I tak cię lubię-warknęła z kpiącym uśmieszkiem, po czym pewnym krokiem opuściła kawiarnie.
sobota, 22 czerwca 2013
19. Kocham
-Wiesz dlaczego jest mi tak ciężko? Bo cię kocham i nie potrafię nie zrozumieć. Ja już dawno ci wybaczyłam. Ale ja nie chcę być z tobą. Ciągle się kłócimy, nie pasujemy do siebie...
-Kochasz mnie?-spytał unosząc brwi ze zdziwienia. Kobieta jedynie skinęła głową, patrząc prosto w jego stalowoszare tęczówki. -W czym więc problem?-spytał jakby jego pytanie było dziecinnie proste.
-To wszystko jest wielkim problemem, Draco! Nie powinnam tego czuć, nie do ciebie-wyjaśniła, czując jak w jej oczach szklą się łzy.
-Cholera!-zaklął zażenowany. -Ja kocham cię ty kochasz mnie. Dlaczego nie powinniśmy tego czuć? Co jest złego w miłości? Minister nie żyje, nikt nam nie przeszkadza. Możemy stanowić normalną rodzinę, chcę być z Ray'em, chcę być z tobą-powiedział niemal błagalnie. -Wiem, że nie jestem najlepszy, ale się postaram. Zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa.
Patrzyła na niego, nie mogąc oderwać wzroku. Czy powinna mu zaufać, czy powinna mu wierzyć? Bała się tego, że się zawiedzie, że po raz kolejny ją skrzywdzi, a ona się nie pozbiera. On jakby wyczuł jej niepewność uśmiechnął się blado. Ujął jej dłonie, ściskając je pokrzepiająco. Czuła, że powinna mu powiedzieć. Po raz kolejny była z nim w ciąży i po raz kolejny to przed nim ukrywała. Bała się tego jak zareaguje. Z jednej strony zapewniał ją, że chcę tworzyć z nią rodzinę, ale w końcu był nieobliczalny. Przymknęła oczy, biorąc głęboki wdech.
-Jestem w ciąży, Draco-powiedziała na głos, nie śmiejąc nawet na niego spojrzeć. Mimo iż ją skrzywdził, zasługiwał na tą wiedzę. Pamiętała jak się wkurzył gdy dowiedział się o tym, że Ray był jego synem, a ona to ukryła.
Mężczyzna patrzył na nią zaskoczony. Skoro jest w ciąży, powinna chcieć z nim być. No chyba...
-Z kim?-spytał marszcząc brwi. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo głupio wyglądał. Skierował wzrok na jej jeszcze płaski brzuch. Kobieta westchnęła, czując jak z każdą chwilą czuje się coraz bardziej upokorzona.
-Za kogo ty mnie masz?-spytała chłodno. -Z tobą-dodała z cichym westchnięciem. -Dlatego nie chcę z tobą być. Psujesz i krzywdzisz. Nie pozwolę by to dziecko przeżywało to samo co Ray.
-A co takiego przeżywa Ray?-spytał zaczynając się złościć. -Jest smutny gdy mnie z wami nie ma-powiedział nie rozumiejąc o co jej chodzi. Przecież nie krzywdził chłopca.
-No właśnie. Dlatego to dziecko cię nie pozna. Nie będzie cię znało, nie będzie cierpieć.
-Żartujesz sobie?!-krzyknął poirytowany. -Dlatego, że rzuciłem na ministra Crucio?! Żałuje i przepraszam, a ty mnie skreślasz, zakazujesz mi mieć rodzinę?! Kto tu jest nie w porządku?! Kto tu kogo krzywdzi?! Kiedy ty zrozumiesz, że kocham was wszystkich?!
Poczuła jak po jej policzkach płynął łzy. Wiedziała, że miał racje, że mimo swoich wad był warty jej kochania. Wiedziała, że jest żałosna i powinna dać ponieś się chwili. Tyle, że ona miała już dość. Pragnęła zaplanowanej, spokojnej przyszłości. Chyba nie wiedziała czym jest życie. Wzięła głęboki oddech.
-Dobrze-zgodziła się. -Powiedzmy, że ci wybaczam, że zapominam o tym co się stało. I co teraz? Co zamierzasz zrobić?-spytała splatając ręce na piersi. Nim się obejrzała mężczyzna przyciągnął ją do siebie i z namiętnością skradał jej pocałunki. Bez opamiętania wplotła palce w jego włosy, uświadamiając sobie jak bardzo go potrzebuje. Myślenie nad tym co ma sens a co nie, nie ma sensu. Tak naprawdę ciężko jest żyć chwilą. Za dużo myślimy, a nie powinniśmy.
***
-Alison, to ty?-krzyknął mężczyzna, odstawiając na bok kubek kawy.
-Przepraszam, zasiedziałam się w pracy-odpowiedziała blondynka wchodząc do przytulnego salonu. Usiadła na kolanach męża, zarzucając mu ręce na szyje. -Mam pytanie-powiedziała wtulając się w jego tors.
-Hm...?-mruknął dając do zrozumienia, że jej słucha.
-Draco Malfoy jest zainteresowany dokumentami Sama-powiedziała obawiając się jego reakcji.
-Cholera-mruknął wyraźnie strapiony. -Skąd on o tym wiedział?
-Ma kontakty z Hermioną Granger. Tą przez którą niby zniknęły te wszystkie papiery...
Obydwoje uśmiechnęli się w tym samym momencie.
-Szkoda, że nikt nie wie , że to ja je mam-powiedziała kobieta z niekrytą satysfakcją.
-Opanuj się. Wyglądasz jak jakiś geniusz zła knujący szatańskie plany...
Roześmiali się, jeszcze mocniej do siebie tuląc.
-Co zrobimy?-spytał po chwili mężczyzna.
-Musimy się z nim spotkać. Nie wiemy po co mu papiery. Tak czy inaczej jestem skłonna je sprzedać-odparła kobieta z delikatnym uśmiechem.
***
-Maaamo!-wrzasnął Ray wchodząc do pokoju. -Ups, przepraszam-powiedział zasłaniając oczy. Hermiona i Draco w dalszym ciągu całowali się na kanapie. -Dorośli są tacy obleśni-powiedział zażenowany. Nie zamierzał jednak wyjść. Usiadł na podłodze naprzeciw pary i z zaciekawieniem się im przyglądał. -Ileż to trzeba mieć nietaktu żeby nie przerwać kiedy dziecko patrzy-zakomunikował na co dorośli momentalnie się od siebie oderwali.
-Ray!-krzyknęła przerażona Hermiona. -Długo tu siedzisz?!-spytała czując jak jej policzki płoną.
-Jakieś półgodziny-skłamał ze złośliwym uśmiechem. Draco odwzajemnił uśmiech, mrugając porozumiewawczo do chłopca. Doskonale słyszał kiedy wszedł do pokoju. Nie zamierzał jednak przerywać tak pasjonującej chwili, podczas gdy Hermiona była tak zajęta, że nie zdała sobie nawet sprawy z obecności syna. Chłopiec wszedł na kanapę, siadając między nimi.
-Kocham was-powiedział prosto z mostu. -Idziemy się bawić-krzyknął waląc Dracona poduszką.
-Hej!-wrzasnął Draco rzucając się na malca. Tym samym sprawił, że Hermiona spadła z kanapy.
-Przepraszam-wrzasnął rozbawiony, zasłaniając dłonią usta. Podał jej rękę i pomógł z powrotem usiąść.
-Ray, musimy ci o czymś powiedzieć-oznajmiła kobieta, poważnie patrząc na syna.
-Tak?-spytali Draco i Ray w tym samym momencie.
-To może okazać się trudne-powiedziała lekko zakłopotana. -Draco jest twoim tatą-oznajmiła, bojąc się reakcji syna.
Blondyn spojrzał na nią zdziwiony. To był poważny gest z jej strony. Nie spodziewał się czegoś takiego.
Brązowowłosy patrzył na nich nie wzruszony, uśmiechając się delikatnie.
-Nie dziwi cię to?-spytał Draco lekko zdezorientowany.
-Nie-odpowiedział chłopiec szerzej się uśmiechając.
-No tak, w końcu nie codziennie dowiadujesz się o tym, że jesteś dzieckiem innego faceta-zakpił blondyn.
-Draco!-krzyknęła oburzona Hermiona. -Jak możesz?!-szepnęła jadowicie.
-Tata mi powiedział-odezwał się Ray. -To znaczy Ron mi powiedział. Ron, który był moim tatą.
-Dlaczego nic nie powiedziałeś?!-krzyknęła wyraźnie zszokowana Hermiona.
-To nie miało dla mnie znaczenia. Wtedy znałem tylko Rona i to że to nie on był moim ojcem nie było ważne. Teraz jednak mam Dracona, którego też bardzo kocham-wyjaśnił jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
-Ale...?!-Hermiona nie była wstanie wydusić z siebie słowa. Draco natomiast patrzył na malca nieprzytomnym wzrokiem. Jego słowa były... bardzo ważne. Okazało się, że ma wielkie znaczenie dla Ray'a. Chłopiec był wstanie go zaakceptować, a to znaczyło, że mieli szanse być prawdziwą rodziną.
Uśmiechnął się szeroko, całując Hermionę w policzek. Kobieta spojrzała na niego z czułością, nie mogąc powstrzymać się od odwzajemnienia tego gestu. Robili to tuż nad głową Ray'a, który nie wydawał się być zadowolony.
-Ohyda-powiedział i po chwili tego pożałował, ponieważ zarówno Draco jak i Hermiona pocałowali go z obu stron w policzki. Zaczął wrzeszczeć nie mogąc powstrzymać obrzydzenia.
Wszystko wskazywało na to, że mogą być szczęśliwi. Mogą tworzyć coś prawdziwego i bardzo pięknego.
------------------------------------------
Wybaczcie, że nie dodałam wczoraj rozdziału, ale wróciłam późno do domu i nie miałam siły robić czegokolwiek. Dziękuję za komentarze, które są bardzo miłe i mam nadzieję, że kolejne podbudują jakoś moją wenę. Przyznam się, że napisałam do pewnego momentu i nie mam pojęcia co napisać dalej ;) Pozdrawiam i życzę milutkiej soboty :)
-Kochasz mnie?-spytał unosząc brwi ze zdziwienia. Kobieta jedynie skinęła głową, patrząc prosto w jego stalowoszare tęczówki. -W czym więc problem?-spytał jakby jego pytanie było dziecinnie proste.
-To wszystko jest wielkim problemem, Draco! Nie powinnam tego czuć, nie do ciebie-wyjaśniła, czując jak w jej oczach szklą się łzy.
-Cholera!-zaklął zażenowany. -Ja kocham cię ty kochasz mnie. Dlaczego nie powinniśmy tego czuć? Co jest złego w miłości? Minister nie żyje, nikt nam nie przeszkadza. Możemy stanowić normalną rodzinę, chcę być z Ray'em, chcę być z tobą-powiedział niemal błagalnie. -Wiem, że nie jestem najlepszy, ale się postaram. Zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa.
Patrzyła na niego, nie mogąc oderwać wzroku. Czy powinna mu zaufać, czy powinna mu wierzyć? Bała się tego, że się zawiedzie, że po raz kolejny ją skrzywdzi, a ona się nie pozbiera. On jakby wyczuł jej niepewność uśmiechnął się blado. Ujął jej dłonie, ściskając je pokrzepiająco. Czuła, że powinna mu powiedzieć. Po raz kolejny była z nim w ciąży i po raz kolejny to przed nim ukrywała. Bała się tego jak zareaguje. Z jednej strony zapewniał ją, że chcę tworzyć z nią rodzinę, ale w końcu był nieobliczalny. Przymknęła oczy, biorąc głęboki wdech.
-Jestem w ciąży, Draco-powiedziała na głos, nie śmiejąc nawet na niego spojrzeć. Mimo iż ją skrzywdził, zasługiwał na tą wiedzę. Pamiętała jak się wkurzył gdy dowiedział się o tym, że Ray był jego synem, a ona to ukryła.
Mężczyzna patrzył na nią zaskoczony. Skoro jest w ciąży, powinna chcieć z nim być. No chyba...
-Z kim?-spytał marszcząc brwi. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo głupio wyglądał. Skierował wzrok na jej jeszcze płaski brzuch. Kobieta westchnęła, czując jak z każdą chwilą czuje się coraz bardziej upokorzona.
-Za kogo ty mnie masz?-spytała chłodno. -Z tobą-dodała z cichym westchnięciem. -Dlatego nie chcę z tobą być. Psujesz i krzywdzisz. Nie pozwolę by to dziecko przeżywało to samo co Ray.
-A co takiego przeżywa Ray?-spytał zaczynając się złościć. -Jest smutny gdy mnie z wami nie ma-powiedział nie rozumiejąc o co jej chodzi. Przecież nie krzywdził chłopca.
-No właśnie. Dlatego to dziecko cię nie pozna. Nie będzie cię znało, nie będzie cierpieć.
-Żartujesz sobie?!-krzyknął poirytowany. -Dlatego, że rzuciłem na ministra Crucio?! Żałuje i przepraszam, a ty mnie skreślasz, zakazujesz mi mieć rodzinę?! Kto tu jest nie w porządku?! Kto tu kogo krzywdzi?! Kiedy ty zrozumiesz, że kocham was wszystkich?!
Poczuła jak po jej policzkach płynął łzy. Wiedziała, że miał racje, że mimo swoich wad był warty jej kochania. Wiedziała, że jest żałosna i powinna dać ponieś się chwili. Tyle, że ona miała już dość. Pragnęła zaplanowanej, spokojnej przyszłości. Chyba nie wiedziała czym jest życie. Wzięła głęboki oddech.
-Dobrze-zgodziła się. -Powiedzmy, że ci wybaczam, że zapominam o tym co się stało. I co teraz? Co zamierzasz zrobić?-spytała splatając ręce na piersi. Nim się obejrzała mężczyzna przyciągnął ją do siebie i z namiętnością skradał jej pocałunki. Bez opamiętania wplotła palce w jego włosy, uświadamiając sobie jak bardzo go potrzebuje. Myślenie nad tym co ma sens a co nie, nie ma sensu. Tak naprawdę ciężko jest żyć chwilą. Za dużo myślimy, a nie powinniśmy.
***
-Alison, to ty?-krzyknął mężczyzna, odstawiając na bok kubek kawy.
-Przepraszam, zasiedziałam się w pracy-odpowiedziała blondynka wchodząc do przytulnego salonu. Usiadła na kolanach męża, zarzucając mu ręce na szyje. -Mam pytanie-powiedziała wtulając się w jego tors.
-Hm...?-mruknął dając do zrozumienia, że jej słucha.
-Draco Malfoy jest zainteresowany dokumentami Sama-powiedziała obawiając się jego reakcji.
-Cholera-mruknął wyraźnie strapiony. -Skąd on o tym wiedział?
-Ma kontakty z Hermioną Granger. Tą przez którą niby zniknęły te wszystkie papiery...
Obydwoje uśmiechnęli się w tym samym momencie.
-Szkoda, że nikt nie wie , że to ja je mam-powiedziała kobieta z niekrytą satysfakcją.
-Opanuj się. Wyglądasz jak jakiś geniusz zła knujący szatańskie plany...
Roześmiali się, jeszcze mocniej do siebie tuląc.
-Co zrobimy?-spytał po chwili mężczyzna.
-Musimy się z nim spotkać. Nie wiemy po co mu papiery. Tak czy inaczej jestem skłonna je sprzedać-odparła kobieta z delikatnym uśmiechem.
***
-Maaamo!-wrzasnął Ray wchodząc do pokoju. -Ups, przepraszam-powiedział zasłaniając oczy. Hermiona i Draco w dalszym ciągu całowali się na kanapie. -Dorośli są tacy obleśni-powiedział zażenowany. Nie zamierzał jednak wyjść. Usiadł na podłodze naprzeciw pary i z zaciekawieniem się im przyglądał. -Ileż to trzeba mieć nietaktu żeby nie przerwać kiedy dziecko patrzy-zakomunikował na co dorośli momentalnie się od siebie oderwali.
-Ray!-krzyknęła przerażona Hermiona. -Długo tu siedzisz?!-spytała czując jak jej policzki płoną.
-Jakieś półgodziny-skłamał ze złośliwym uśmiechem. Draco odwzajemnił uśmiech, mrugając porozumiewawczo do chłopca. Doskonale słyszał kiedy wszedł do pokoju. Nie zamierzał jednak przerywać tak pasjonującej chwili, podczas gdy Hermiona była tak zajęta, że nie zdała sobie nawet sprawy z obecności syna. Chłopiec wszedł na kanapę, siadając między nimi.
-Kocham was-powiedział prosto z mostu. -Idziemy się bawić-krzyknął waląc Dracona poduszką.
-Hej!-wrzasnął Draco rzucając się na malca. Tym samym sprawił, że Hermiona spadła z kanapy.
-Przepraszam-wrzasnął rozbawiony, zasłaniając dłonią usta. Podał jej rękę i pomógł z powrotem usiąść.
-Ray, musimy ci o czymś powiedzieć-oznajmiła kobieta, poważnie patrząc na syna.
-Tak?-spytali Draco i Ray w tym samym momencie.
-To może okazać się trudne-powiedziała lekko zakłopotana. -Draco jest twoim tatą-oznajmiła, bojąc się reakcji syna.
Blondyn spojrzał na nią zdziwiony. To był poważny gest z jej strony. Nie spodziewał się czegoś takiego.
Brązowowłosy patrzył na nich nie wzruszony, uśmiechając się delikatnie.
-Nie dziwi cię to?-spytał Draco lekko zdezorientowany.
-Nie-odpowiedział chłopiec szerzej się uśmiechając.
-No tak, w końcu nie codziennie dowiadujesz się o tym, że jesteś dzieckiem innego faceta-zakpił blondyn.
-Draco!-krzyknęła oburzona Hermiona. -Jak możesz?!-szepnęła jadowicie.
-Tata mi powiedział-odezwał się Ray. -To znaczy Ron mi powiedział. Ron, który był moim tatą.
-Dlaczego nic nie powiedziałeś?!-krzyknęła wyraźnie zszokowana Hermiona.
-To nie miało dla mnie znaczenia. Wtedy znałem tylko Rona i to że to nie on był moim ojcem nie było ważne. Teraz jednak mam Dracona, którego też bardzo kocham-wyjaśnił jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
-Ale...?!-Hermiona nie była wstanie wydusić z siebie słowa. Draco natomiast patrzył na malca nieprzytomnym wzrokiem. Jego słowa były... bardzo ważne. Okazało się, że ma wielkie znaczenie dla Ray'a. Chłopiec był wstanie go zaakceptować, a to znaczyło, że mieli szanse być prawdziwą rodziną.
Uśmiechnął się szeroko, całując Hermionę w policzek. Kobieta spojrzała na niego z czułością, nie mogąc powstrzymać się od odwzajemnienia tego gestu. Robili to tuż nad głową Ray'a, który nie wydawał się być zadowolony.
-Ohyda-powiedział i po chwili tego pożałował, ponieważ zarówno Draco jak i Hermiona pocałowali go z obu stron w policzki. Zaczął wrzeszczeć nie mogąc powstrzymać obrzydzenia.
Wszystko wskazywało na to, że mogą być szczęśliwi. Mogą tworzyć coś prawdziwego i bardzo pięknego.
------------------------------------------
Wybaczcie, że nie dodałam wczoraj rozdziału, ale wróciłam późno do domu i nie miałam siły robić czegokolwiek. Dziękuję za komentarze, które są bardzo miłe i mam nadzieję, że kolejne podbudują jakoś moją wenę. Przyznam się, że napisałam do pewnego momentu i nie mam pojęcia co napisać dalej ;) Pozdrawiam i życzę milutkiej soboty :)
czwartek, 20 czerwca 2013
18. Wyjaśnienia
-Nie możesz biec tak szybko. Będę zmuszony wydalić cię z zabawy-mówił wyrośnięty chłopiec, spoglądając na Ray'a morderczym wzrokiem.
-Przecież o to w tym chodzi! Trzeba uciekać jak najszybciej. Inaczej to nie miałoby sensu!-bronił się chłopiec.
-Nie wymądrzaj się! To ja jestem starszy-powiedział wyrośnięty chłopak.
-Mówisz tak, bo nie potrafisz mnie dogonić-zaperzył się Ray. Spoglądał na niego ze złością, a w jego oczach zalśniły płomienie gniewu.
-Odszczekaj to!-krzyknął chłopak zwracając tym samym uwagę innych chłopców. Złapał Ray'a za kołnierz, unosząc do góry. Chłopiec musiał stanąć na palcach, starając się nie udusić.
-Nigdy-wycedził co reszta chłopców skwitowała cichym pomrukiem.
-Sam tego chciałeś-powiedział tamten, mocno przywalając mu w nos. Ray zacisnął dłonie w pięści rzucając się na napastnika. Nikt nie ma prawa go upokarzać. Mimo iż po jego brodzie spływała krew, nie przejmował się tym i z zacięciem okładał chłopaka pięściami.
-Broń się Matt!-krzyknął jakiś z przyglądających się wszystkiemu chłopiec. -Przywal mu w nos!-wrzeszczał.
Po chwili dołączyła do niego reszta podwórkowych dzieciaków i tym razem to Ray znalazł się na przegranej pozycji. Turlali się po ziemi, nie zamierzając odpuścić. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie ma szans z dwa razy większym od niego Matt'em. Szybko podniósł się z ziemi. Splunął tuż obok twarzy chłopaka zaznaczając swoją wyższość, po czym puścił się biegiem w obawie przed resztą dzieciaków. Słyszał jak go gonią jednak nie śmiał nawet się odwrócić. Biegł ulicami żwawo przeciskając się między tłumem. Na jego twarzy błąkał się triumfujący uśmiech. Mimo krwawiącego nosa, podbitego oka i rozciętej brwi czuł się wygrany. W końcu kroki chłopaków ucichły,a on mógł zwolnić bieg. Ciężko dyszał. Spuścił głowę i w tym samym momencie na kogoś wpadł.
-Co do cholery?!-krzyknął doskonale mu znany głos. Momentalnie się rozpromienił. Uniósł głowę do góry, nie mogą uwierzyć w to co widzi. -Ray?! Co ty tu robisz?!-spytał zaskoczony Draco Malfoy.
-Uciekam-wydyszał chłopiec, nie mogąc powstrzymać przepełnionego radością okrzyku. Oznajmił to z takim entuzjazmem, że nawet na twarzy Dracona pojawił się delikatny uśmiech.
-Co ci się stało?-spytał przykucając naprzeciw chłopca. -Kto cię pobił?-spytał zaintrygowany.
-A taki tam przygłup...-powiedział nie mogąc ukryć dumy. Po chwili jednak się zmieszał. -Mam nadzieję, że nie jesteś zły-powiedział wiedząc, że bójki nigdy nie były popierane przez jego matkę.
-Nie jestem, o ile tamten wygląda gorzej.
-Jasne, że wygląda-powiedział z uśmiechem.
-Moja krew-powiedział, jednak Ray nie mógł wiedzieć jak jednoznaczne było to powiedzenie.
-Przyszedłeś do mamy?-spytał chłopiec z nadzieją w głosie. -Przekonasz ją, żeby wróciła do Anglii? Ona chce mnie wysłać do Beuxbatons-powiedział z obrzydzeniem.
-Tej kobiecie się zupełnie w głowie poprzewracało-powiedział z zażenowaniem. -Zaprowadzisz mnie do niej?
-Jasne-odpowiedział malec, dziarsko ocierając krew z brody.
-Uprzedzam, że będzie na mnie krzyczeć-powiedział Draco ponuro się uśmiechając. Mimo to był szczęśliwy. Był bardzo blisko celu.
Drogę spędzili na wesołym gawędzeniu i śmianiu. Czuli się jak prawdziwy ojciec z synem. W końcu doszli przed wysoki, wyjątkowo zniszczony blok. Znajdował się w biednej i obskurnej dzielnicy Paryża.
-Nie było was stać na coś... lepszego?-spytał mężczyzna.
-To dom ciotki mamy. Wynajmuje nam go i pomaga mamie, więc ona jest w sumie zadowolona-powiedział z niezadowoleniem.
Draco pokiwał głową, po czym w milczeniu wszedł do klatki schodowej i udał się za Ray'em w stronę ich mieszkania.
***
Siedziała na kanapie z nogami podciągniętymi pod brodę. Jej wzrok od paru godzin utkwiony był w przygaszających już płomieniach kominka. Myślała, korzystała z chwili kiedy Ray poszedł bawić się z kolegami i najzwyczajniej poddała się słabości. Było jej wyjątkowo ciężko bez niego. Nie wiedziała czego oczekuje, czy byłaby wstanie wybaczyć. Nie miała jednak wątpliwości co do tego , że go potrzebuje. Nagle usłyszała jakiś dźwięk. Dopiero później dotarło do niej, że to dzwonek do drzwi. Zerwała się z miejsca, szybko podbiegając do przedpokoju. Uchyliła delikatnie drzwi, zaskoczona patrząc na to co się stało.
-Merlinie, Ray! Jak ty wyglądasz?!-krzyknęła przerażona. Dopiero teraz zobaczyła stojącego za plecami syna mężczyznę. Jej serce zamarło, by po chwili zacząć bić z zawrotną szybkością. Po jej plecach przeszedł dreszcz jakiego nigdy wcześniej nie poczuła. Wpatrywała się w niego z niezrozumieniem, próbując pojąc co się właściwie stało.
-Pobiłeś mi dziecko-powiedziała z niedowierzaniem. Wydawała się być wyjątkowo zdezorientowana.
-Co?! Nie-krzyknęli obydwoje w tym samym momencie. Draco i Ray patrzyli na nią jakby właśnie zwariowała.
-Nieważne-powiedziała zrezygnowana. -Ray, wchodź-rzuciła w stronę chłopca. Brązowowłosy zniknął za korytarzem, zostawiając Dracona samego ze swoją matką.
-Nie mam czasu, Malfoy-powiedziała, patrząc na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Proszę-powiedział, błagalnym tonem. Kobieta westchnęła głęboko, wiedząc, że raczej się go nie pozbędzie. -Wejdź-zaprosiła go do środka, sama zmierzając w stronę Ray'a. Musiała go opatrzyć. Po skończonej pracy chłopiec poszedł do swojego pokoju zostawiając ich samych. Z początku kobieta jedynie patrzyła w oczy Dracona nie mając pojęcia co powinna powiedzieć. Tęskniła za nim i kochała, jednak bała się tego uczucia. Pragnęła je w sobie stłumić, zapomnieć o tym co się stało.
-Chcę ci wszystko opowiedzieć-powiedział mężczyzna, siadając razem z nią na kanapie. -Powiem wszystko, będę szczery, nic nie zataję-zapewnił przenikając ją wzrokiem.
-Nie sądzę, żeby to coś zmieniło-powiedziała cicho. Spojrzała mu w oczy, które wydawały się być dziwnie zamglone.
-Nie wymagam od ciebie, żeby to coś zmieniło. Po prostu mnie wysłuchaj, chcę żebyś znała prawdę-powiedział spokojnie. Mimo to widać, że był wyjątkowo smutny. -Minister magii, dał mi pracę jak tylko skończyłem szkołę. Byłem jego doradcą, pomagałem mu w różnych decyzjach i takie tam badziewia. Można mnie nazwać jego asystentem z nieco wyższymi niż przeciętnie uprawnieniami. Dał mi dużą władzę w dość młodym wieku. Byłem mu wdzięczny i chętnie wykonywałem różne polecenia. Pamiętasz jak zaczęliśmy się spotykać po skończeniu Hogwartu? Przesiadywałem coraz mniej czasu w pracy. Nie można powiedzieć, że zaniedbywałem obowiązki... Po prostu byłem mniej wydajny, ale nie czyniło mnie to mniej cennym pracownikiem. Minister zwierzył mi się z wielu spraw i wywalenie mnie z roboty nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Dlatego też musiał pozbyć się ciebie, albo przynajmniej tego bym ja przestał się z tobą spotykać. Wtedy ujawnił mi swą mroczną stronę. Tak naprawdę nikt nie wiedział do czego dąży. Budził postrach, w ukryciu budował swoje mroczne imperium zamierzając ukazać je światu dopiero gdy będzie gotowe. Cichaczem wprowadzał nowe ustawy, dręczył swoich podwładnych, budując zdyscyplinowaną armię sługusów. Każdy kto chciał ujść z życiem i ochronić przed nim swoje rodziny, musiał się go słuchać. Nie wiem czemu, ale stałem się takim jego wybrańcem, zależało mu na mnie, dlatego tak długo zwlekał z opowiedzeniem mi o swoich zamiarach. Niestety ja zaczynałem mniej pracować, a on chciał mieć mnie na wyłączność. Powiedział, że cię zabije, dlatego wyjechałem. Nie chciałem, naprawdę, ale uwierz mi nawet ja nie mogłem być aż takim egoistą. Pracowałem za granicą, zdając mu raporty z ważnych, międzynarodowych spraw. Nie wiedziałem, że on nadal na ciebie poluje. Nie wiedziałem też, że jesteś w ciąży. Wtedy na pewno bym coś wymyślił. Tak czy inaczej miałaś szczęście, bo Potter wiedział o mrocznej stronie ministra i ciągle cię chronił. Niestety nie powiadomił mnie, bo nie było ze mną kontaktu. Byłem pewny, że tak będzie lepiej. Tak powiedział minister, dopiero niedawno dowiedziałem się dlaczego tak bardzo chciał pozbyć się mnie z twojego życia. Odebrałaś mu dokumenty dotyczące eliksiru na wilkołactwo. Poczekaj, nie przerywaj mi. Daj dokończyć. W końcu jednak ty wyszłaś za Weasley'a i minister był pewny, że się tobą nie zainteresuje. W sumie, to miał rację. Wróciłem i nie zamierzałem się z tobą spotkać. W Anglii byłem mu bardziej potrzebny, dlatego przeniósł mnie z powrotem do ministerstwa. Mimo to zabijał coraz to więcej osób, a mi i Potterowi przestawało się to podobać. Zaczęliśmy knuć spisek. Zgodziłem się zostać zabójcom ministra. Byłem zły, bo spieprzył mi całe życie. Przez niego musiałem cię zostawić ,a gdy w końcu wróciłem było za późno. Byłaś z Weasley'em. Dlatego też obmyśliliśmy plan zamachu. Dopiero kiedy cię poznałem, po śmierci Rona, zrozumiałem w co się wpakowałem. Wiedziałem, że po tym co zrobię nie będziesz chciała mnie znać. Przepraszam, że byłem takim egoistą. Wiem, że to moja wina. Wpakowałem się w wasze życie wiedząc, że po raz kolejny was opuszczę. Błagam nie popełniajmy tego samego błędu i to przetrwajmy.
Całą swoją opowieść powiedział wyjątkowo szybko. Bał się, że nie starczy mu czasu, że wywali go z domu nim zdąży wszystko wytłumaczyć.
-Jednego nie rozumiem-powiedziała poruszona Hermiona. -Skoro minister chciał cię utrzymać ode mnie z daleka, czemu zabił Rona?
-Nie chciałem ci o tym mówić, ale skoro już pytasz... Ron miał romans z jego żoną. Wściekł się i się zemścił. Musiał się jednak jakoś zabezpieczyć. Zamordował go na moich oczach, mając nadzieję, że sprawi to, że nie będę miał odwagi spojrzeć ci w oczy. Niestety ja jestem zbyt nieobliczalny. Przepraszam, że miałam odwagę.
-Czyli to moja wina-szepnęła do siebie. -Ron nie żyje, nie mogliśmy być razem, bo on ubzdurał sobie, że mam jakieś tam papiery!-powiedziała rozhisteryzowana.
-Masz je?-spytał Draco wyraźnie zaintrygowany. Pokiwała przecząco głową. -Nie przypominam sobie nic takiego... Ominąłeś jeszcze jeden szczegół.
-Tak?-spytał zdziwiony.
-Zamach. Co się wtedy stało?
-Wyeliminowałem wszystkich z gry i zadziałałem na własną rękę-oświadczył ponuro. -Zabrałem ministra na wyspę znaną tylko śmierciożercom. Nikt inny nie ma tam dostępu. Torturowałem go, dzięki czemu dowiedziałem się czego od ciebie chciał. Dlaczego wtedy rzucił ci bombę pod nogi... chciał się zemścić, stracił nadzieję. Mimo to uważam, że to byłoby nieprzemyślane. Gdybyś zginęła, nie miałby szans na dowiedzenie się prawdy o dokumentach. Może dlatego więcej cie nie napadł. A jeżeli chodzi ci o to czy go zabiłem to... nie zrobiłem tego. Umarł wypijając eliksir śmierci. Do niczego go nie zmusiłem. Musisz wiedzieć, że wyrządził wiele zła, ale ja i tak uważałem, że nie zasługiwał na śmierć. Nie chcę się bronić, ja sam nie jestem dobry, nigdy nie byłem. Nie będę na nikogo zwalać. Na ministra czy ojca... to ja jestem odpowiedzialny za swoje czyny. Możesz mi nie wybaczyć, chcę żebyś zrozumiała.
Dziewczyna patrzyła na niego, nie mając pojęcia co powinna zrobić. To było bardzo skomplikowane. Stała przed wielkim wyborem. Od tego zależało jej dalsze życie. Świadomość, że tylko ona może podjąć decyzję była nie do zniesienia.
-Przecież o to w tym chodzi! Trzeba uciekać jak najszybciej. Inaczej to nie miałoby sensu!-bronił się chłopiec.
-Nie wymądrzaj się! To ja jestem starszy-powiedział wyrośnięty chłopak.
-Mówisz tak, bo nie potrafisz mnie dogonić-zaperzył się Ray. Spoglądał na niego ze złością, a w jego oczach zalśniły płomienie gniewu.
-Odszczekaj to!-krzyknął chłopak zwracając tym samym uwagę innych chłopców. Złapał Ray'a za kołnierz, unosząc do góry. Chłopiec musiał stanąć na palcach, starając się nie udusić.
-Nigdy-wycedził co reszta chłopców skwitowała cichym pomrukiem.
-Sam tego chciałeś-powiedział tamten, mocno przywalając mu w nos. Ray zacisnął dłonie w pięści rzucając się na napastnika. Nikt nie ma prawa go upokarzać. Mimo iż po jego brodzie spływała krew, nie przejmował się tym i z zacięciem okładał chłopaka pięściami.
-Broń się Matt!-krzyknął jakiś z przyglądających się wszystkiemu chłopiec. -Przywal mu w nos!-wrzeszczał.
Po chwili dołączyła do niego reszta podwórkowych dzieciaków i tym razem to Ray znalazł się na przegranej pozycji. Turlali się po ziemi, nie zamierzając odpuścić. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie ma szans z dwa razy większym od niego Matt'em. Szybko podniósł się z ziemi. Splunął tuż obok twarzy chłopaka zaznaczając swoją wyższość, po czym puścił się biegiem w obawie przed resztą dzieciaków. Słyszał jak go gonią jednak nie śmiał nawet się odwrócić. Biegł ulicami żwawo przeciskając się między tłumem. Na jego twarzy błąkał się triumfujący uśmiech. Mimo krwawiącego nosa, podbitego oka i rozciętej brwi czuł się wygrany. W końcu kroki chłopaków ucichły,a on mógł zwolnić bieg. Ciężko dyszał. Spuścił głowę i w tym samym momencie na kogoś wpadł.
-Co do cholery?!-krzyknął doskonale mu znany głos. Momentalnie się rozpromienił. Uniósł głowę do góry, nie mogą uwierzyć w to co widzi. -Ray?! Co ty tu robisz?!-spytał zaskoczony Draco Malfoy.
-Uciekam-wydyszał chłopiec, nie mogąc powstrzymać przepełnionego radością okrzyku. Oznajmił to z takim entuzjazmem, że nawet na twarzy Dracona pojawił się delikatny uśmiech.
-Co ci się stało?-spytał przykucając naprzeciw chłopca. -Kto cię pobił?-spytał zaintrygowany.
-A taki tam przygłup...-powiedział nie mogąc ukryć dumy. Po chwili jednak się zmieszał. -Mam nadzieję, że nie jesteś zły-powiedział wiedząc, że bójki nigdy nie były popierane przez jego matkę.
-Nie jestem, o ile tamten wygląda gorzej.
-Jasne, że wygląda-powiedział z uśmiechem.
-Moja krew-powiedział, jednak Ray nie mógł wiedzieć jak jednoznaczne było to powiedzenie.
-Przyszedłeś do mamy?-spytał chłopiec z nadzieją w głosie. -Przekonasz ją, żeby wróciła do Anglii? Ona chce mnie wysłać do Beuxbatons-powiedział z obrzydzeniem.
-Tej kobiecie się zupełnie w głowie poprzewracało-powiedział z zażenowaniem. -Zaprowadzisz mnie do niej?
-Jasne-odpowiedział malec, dziarsko ocierając krew z brody.
-Uprzedzam, że będzie na mnie krzyczeć-powiedział Draco ponuro się uśmiechając. Mimo to był szczęśliwy. Był bardzo blisko celu.
Drogę spędzili na wesołym gawędzeniu i śmianiu. Czuli się jak prawdziwy ojciec z synem. W końcu doszli przed wysoki, wyjątkowo zniszczony blok. Znajdował się w biednej i obskurnej dzielnicy Paryża.
-Nie było was stać na coś... lepszego?-spytał mężczyzna.
-To dom ciotki mamy. Wynajmuje nam go i pomaga mamie, więc ona jest w sumie zadowolona-powiedział z niezadowoleniem.
Draco pokiwał głową, po czym w milczeniu wszedł do klatki schodowej i udał się za Ray'em w stronę ich mieszkania.
***
Siedziała na kanapie z nogami podciągniętymi pod brodę. Jej wzrok od paru godzin utkwiony był w przygaszających już płomieniach kominka. Myślała, korzystała z chwili kiedy Ray poszedł bawić się z kolegami i najzwyczajniej poddała się słabości. Było jej wyjątkowo ciężko bez niego. Nie wiedziała czego oczekuje, czy byłaby wstanie wybaczyć. Nie miała jednak wątpliwości co do tego , że go potrzebuje. Nagle usłyszała jakiś dźwięk. Dopiero później dotarło do niej, że to dzwonek do drzwi. Zerwała się z miejsca, szybko podbiegając do przedpokoju. Uchyliła delikatnie drzwi, zaskoczona patrząc na to co się stało.
-Merlinie, Ray! Jak ty wyglądasz?!-krzyknęła przerażona. Dopiero teraz zobaczyła stojącego za plecami syna mężczyznę. Jej serce zamarło, by po chwili zacząć bić z zawrotną szybkością. Po jej plecach przeszedł dreszcz jakiego nigdy wcześniej nie poczuła. Wpatrywała się w niego z niezrozumieniem, próbując pojąc co się właściwie stało.
-Pobiłeś mi dziecko-powiedziała z niedowierzaniem. Wydawała się być wyjątkowo zdezorientowana.
-Co?! Nie-krzyknęli obydwoje w tym samym momencie. Draco i Ray patrzyli na nią jakby właśnie zwariowała.
-Nieważne-powiedziała zrezygnowana. -Ray, wchodź-rzuciła w stronę chłopca. Brązowowłosy zniknął za korytarzem, zostawiając Dracona samego ze swoją matką.
-Nie mam czasu, Malfoy-powiedziała, patrząc na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Proszę-powiedział, błagalnym tonem. Kobieta westchnęła głęboko, wiedząc, że raczej się go nie pozbędzie. -Wejdź-zaprosiła go do środka, sama zmierzając w stronę Ray'a. Musiała go opatrzyć. Po skończonej pracy chłopiec poszedł do swojego pokoju zostawiając ich samych. Z początku kobieta jedynie patrzyła w oczy Dracona nie mając pojęcia co powinna powiedzieć. Tęskniła za nim i kochała, jednak bała się tego uczucia. Pragnęła je w sobie stłumić, zapomnieć o tym co się stało.
-Chcę ci wszystko opowiedzieć-powiedział mężczyzna, siadając razem z nią na kanapie. -Powiem wszystko, będę szczery, nic nie zataję-zapewnił przenikając ją wzrokiem.
-Nie sądzę, żeby to coś zmieniło-powiedziała cicho. Spojrzała mu w oczy, które wydawały się być dziwnie zamglone.
-Nie wymagam od ciebie, żeby to coś zmieniło. Po prostu mnie wysłuchaj, chcę żebyś znała prawdę-powiedział spokojnie. Mimo to widać, że był wyjątkowo smutny. -Minister magii, dał mi pracę jak tylko skończyłem szkołę. Byłem jego doradcą, pomagałem mu w różnych decyzjach i takie tam badziewia. Można mnie nazwać jego asystentem z nieco wyższymi niż przeciętnie uprawnieniami. Dał mi dużą władzę w dość młodym wieku. Byłem mu wdzięczny i chętnie wykonywałem różne polecenia. Pamiętasz jak zaczęliśmy się spotykać po skończeniu Hogwartu? Przesiadywałem coraz mniej czasu w pracy. Nie można powiedzieć, że zaniedbywałem obowiązki... Po prostu byłem mniej wydajny, ale nie czyniło mnie to mniej cennym pracownikiem. Minister zwierzył mi się z wielu spraw i wywalenie mnie z roboty nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Dlatego też musiał pozbyć się ciebie, albo przynajmniej tego bym ja przestał się z tobą spotykać. Wtedy ujawnił mi swą mroczną stronę. Tak naprawdę nikt nie wiedział do czego dąży. Budził postrach, w ukryciu budował swoje mroczne imperium zamierzając ukazać je światu dopiero gdy będzie gotowe. Cichaczem wprowadzał nowe ustawy, dręczył swoich podwładnych, budując zdyscyplinowaną armię sługusów. Każdy kto chciał ujść z życiem i ochronić przed nim swoje rodziny, musiał się go słuchać. Nie wiem czemu, ale stałem się takim jego wybrańcem, zależało mu na mnie, dlatego tak długo zwlekał z opowiedzeniem mi o swoich zamiarach. Niestety ja zaczynałem mniej pracować, a on chciał mieć mnie na wyłączność. Powiedział, że cię zabije, dlatego wyjechałem. Nie chciałem, naprawdę, ale uwierz mi nawet ja nie mogłem być aż takim egoistą. Pracowałem za granicą, zdając mu raporty z ważnych, międzynarodowych spraw. Nie wiedziałem, że on nadal na ciebie poluje. Nie wiedziałem też, że jesteś w ciąży. Wtedy na pewno bym coś wymyślił. Tak czy inaczej miałaś szczęście, bo Potter wiedział o mrocznej stronie ministra i ciągle cię chronił. Niestety nie powiadomił mnie, bo nie było ze mną kontaktu. Byłem pewny, że tak będzie lepiej. Tak powiedział minister, dopiero niedawno dowiedziałem się dlaczego tak bardzo chciał pozbyć się mnie z twojego życia. Odebrałaś mu dokumenty dotyczące eliksiru na wilkołactwo. Poczekaj, nie przerywaj mi. Daj dokończyć. W końcu jednak ty wyszłaś za Weasley'a i minister był pewny, że się tobą nie zainteresuje. W sumie, to miał rację. Wróciłem i nie zamierzałem się z tobą spotkać. W Anglii byłem mu bardziej potrzebny, dlatego przeniósł mnie z powrotem do ministerstwa. Mimo to zabijał coraz to więcej osób, a mi i Potterowi przestawało się to podobać. Zaczęliśmy knuć spisek. Zgodziłem się zostać zabójcom ministra. Byłem zły, bo spieprzył mi całe życie. Przez niego musiałem cię zostawić ,a gdy w końcu wróciłem było za późno. Byłaś z Weasley'em. Dlatego też obmyśliliśmy plan zamachu. Dopiero kiedy cię poznałem, po śmierci Rona, zrozumiałem w co się wpakowałem. Wiedziałem, że po tym co zrobię nie będziesz chciała mnie znać. Przepraszam, że byłem takim egoistą. Wiem, że to moja wina. Wpakowałem się w wasze życie wiedząc, że po raz kolejny was opuszczę. Błagam nie popełniajmy tego samego błędu i to przetrwajmy.
Całą swoją opowieść powiedział wyjątkowo szybko. Bał się, że nie starczy mu czasu, że wywali go z domu nim zdąży wszystko wytłumaczyć.
-Jednego nie rozumiem-powiedziała poruszona Hermiona. -Skoro minister chciał cię utrzymać ode mnie z daleka, czemu zabił Rona?
-Nie chciałem ci o tym mówić, ale skoro już pytasz... Ron miał romans z jego żoną. Wściekł się i się zemścił. Musiał się jednak jakoś zabezpieczyć. Zamordował go na moich oczach, mając nadzieję, że sprawi to, że nie będę miał odwagi spojrzeć ci w oczy. Niestety ja jestem zbyt nieobliczalny. Przepraszam, że miałam odwagę.
-Czyli to moja wina-szepnęła do siebie. -Ron nie żyje, nie mogliśmy być razem, bo on ubzdurał sobie, że mam jakieś tam papiery!-powiedziała rozhisteryzowana.
-Masz je?-spytał Draco wyraźnie zaintrygowany. Pokiwała przecząco głową. -Nie przypominam sobie nic takiego... Ominąłeś jeszcze jeden szczegół.
-Tak?-spytał zdziwiony.
-Zamach. Co się wtedy stało?
-Wyeliminowałem wszystkich z gry i zadziałałem na własną rękę-oświadczył ponuro. -Zabrałem ministra na wyspę znaną tylko śmierciożercom. Nikt inny nie ma tam dostępu. Torturowałem go, dzięki czemu dowiedziałem się czego od ciebie chciał. Dlaczego wtedy rzucił ci bombę pod nogi... chciał się zemścić, stracił nadzieję. Mimo to uważam, że to byłoby nieprzemyślane. Gdybyś zginęła, nie miałby szans na dowiedzenie się prawdy o dokumentach. Może dlatego więcej cie nie napadł. A jeżeli chodzi ci o to czy go zabiłem to... nie zrobiłem tego. Umarł wypijając eliksir śmierci. Do niczego go nie zmusiłem. Musisz wiedzieć, że wyrządził wiele zła, ale ja i tak uważałem, że nie zasługiwał na śmierć. Nie chcę się bronić, ja sam nie jestem dobry, nigdy nie byłem. Nie będę na nikogo zwalać. Na ministra czy ojca... to ja jestem odpowiedzialny za swoje czyny. Możesz mi nie wybaczyć, chcę żebyś zrozumiała.
Dziewczyna patrzyła na niego, nie mając pojęcia co powinna zrobić. To było bardzo skomplikowane. Stała przed wielkim wyborem. Od tego zależało jej dalsze życie. Świadomość, że tylko ona może podjąć decyzję była nie do zniesienia.
środa, 19 czerwca 2013
17. Rzeczywistość
Siedziała na parapecie wpatrując się w wirujące za oknem płatki śniegu. W dłoni trzymała kubek gorącej czekolady, jednak wcale nie miała na nią ochoty. Jej wzrok dawno zatrzymał się w jednym miejscu, nie zwracając uwagi na to co dzieje się dookoła. Nie chciała tego. Czuła jak zaplątała się we własnych decyzjach. Miała szanse unieść się nad ziemią ,wyplątać z tego co złe , ale było to równoznaczne z zostawieniem tego co w pewien sposób kochała. Nie powinna, to nie było dobre, jednak nie mogła wyzbyć się tego uczucia. Ciążyło jej, rozrywając jej serce na drobne kawałki. Musiała żyć, zachowywać się normalnie, jednak było to wyjątkowo trudne, wręcz nie do wykonania. Jej problem mógłby się wydawać zupełnie nic nie znaczącym. Robiła coś na co nie miała ochoty i cierpiała z powodu jakiegoś tam faceta ,jednak to nie o to tu chodziło. Zgubiła się. Tak jak jeszcze nigdy wcześniej. Wiedziała, że tylko on pomagał jej się odnaleźć. Nie wiedziała jednak, że działa to w dwie strony. Nie miała pojęcia, że Draco kocha ją i potrzebuje równie mocno. O to w tym wszystkim chodziło. Podświadomie niszczyła sobie życie, nie mając odwagi się zatrzymać. Bała się, że jeśli to zrobi, jeśli zawróci, upadnie. Upadnie i nie będzie wstanie wstać, bo brutalna prawda i rzeczywistość ją zmiażdżą. Takie było życie. Potrafiła sobie z nim radzić do pewnego momentu. Nawet nie zauważyła kiedy wszystko zaczęło się sypać. Trzymał ją tylko Ray. Tylko on zmuszał ją do wstania z łóżka, szerokiego uśmiechu i zjedzonego posiłku. Jednak i on nie mógł długo znieść tego brzemienia. W końcu i on zacznie podupadać, bo ile może znieść tak mały chłopiec jak on? Wiedziała, że musi zacząć żyć, zapomnieć, rzucić przeszłość za siebie, jednak gdzieś dalej widziała jej ślady. Nie mogła zapomnieć, rzucić jej za siebie, bo zbyt mocną kochała to co w niej było. Była żałosna w tym co robiła. Jej egoizm, hipokryzja nie pozwalały na normalne życie.
Miała jednak swój honor. Nie zamierzała wracać, przyznawać się, że to ona zawiniła. Nie chciała, bo się zawiodła. Nie wiedziała czy ma jeszcze do czego wracać.
-Mamo-poczuła jak ktoś oplata jej ręce wokół szyi. -Wracajmy do Londynu. Dzieci z podwórka są głupie-powiedział mały Ray niemal błagalnym tonem.
-Na pewno nie są głupie. Poczekaj aż bliżej je poznasz. Wszystko się ułoży, potrzebujemy czasu-wyjaśniła odgarniając z jego twarzy kasztanowy kosmyk. Uśmiechnęła się, jednak jego twarz dalej pozostawała grobowa.
-Mamo przecież tam obydwoje byliśmy szczęśliwi-powiedział, wyjątkowo ponurym tonem.
-To skomplikowane, Ray. Jesteś za mały żeby...
-NIE MAMO! Nie jestem za mały-powiedział czując jak w jego oczach zaczynając szklić się łzy. -To tam jest nasz dom, nie w tym ponurym mieszkaniu. Przecież widzę, że jesteś smutna! Ja z resztą też. Brakuje mi przyjaciół, prawdziwych przyjaciół. Brakuje mi Draco, bo przecież to o niego w tym wszystkim chodzi!
-Nieprawda. Nie mówmy o nim-poprosiła, czując mocne ukłucie w sercu.
-To chociaż wyślij mnie do cioci Ginny. Ty możesz zostać, ja chcę wracać do Londynu-powiedział zupełnie poważnie. W jego oczach nie było już smutku. Teraz był zły. Zły na matkę, że po raz kolejny mimo iż się stara jej nie wychodzi. Sprawa była dziecinnie prosta, a ona mimo to sobie nie radziła.
-Nie ma mowy, Ray. Jesteśmy rodziną, trzymamy się razem. Nie wrócę do Londynu i ty też nie.
-Błagam nie każ mi tutaj żyć. Nie mogę się z tym pogodzić, tęsknie.
-Ray, to ja cię błagam. Przestań narzekać. Zobaczysz Francja to cudowne miejsce. Nie długo pójdziesz do szkoły. Dzieci w Beuxbatons zaczynają naukę wcześniej niż te w Hogwarcie.
-Ale ja nie chcę iść do żadnej szkoły, mamo. Umrę jeżeli nie wrócimy do Anglii!
-Przesadzasz, Ray-powiedziała lekko się irytując. On nie znał jej sytuacji. Mimo to widziała jak bardzo go to boli. Cierpiał i w końcu zdecydował się zawalczyć o swoje. Powinna być zadowolona z tego, że potrafi powiedzieć o tym co go boli. Nie powinna się unosić, powinna zrozumieć. Tak zrobiłaby każda dobra matka. -Przepraszam-powiedziała po dłuższej chwili milczenia. -Przepraszam, wiem, że jest ci ciężko-dodała wyciągając do niego ręce. Chłopiec ufnie wtulił się w jej ramiona, zapominając o wcześniejszej kłótni.
-Po prostu chcę wrócić do domu-powiedział przez łzy. -Dlaczego nie możemy wrócić?-spytał płaczliwie.
-Jestem w ciąży, Ray. Będziesz mieć rodzeństwo. Wiem, że może to się wydawać skomplikowane, ale nie możemy wrócić do Londynu. To bardzo trudna sytuacja.
-Ale czy rodzina nie powinna trzymać się razem?-spytał patrząc prosto w czekoladowe tęczówki mamy.
-Trzymamy się razem-powiedziała, przytulając się do niego. -Nigdy cię nie opuszczę. To my stanowimy rodzinę.
***
-Proszę pana! Mówiłam już, że nie mogę pana wpuścić. To bardzo ważny departament i nie mogę wpuszczać byle kogo!-krzyczała wyprowadzona z równowagi kobieta.
-Byle kogo?!-oburzył się mężczyzna. -Byle kogo?!-wrzasnął z niedowierzaniem. -Pani chyba nie wie z kim rozmawia! Jestem konserwatorem wnętrz! Kierownik departamentu magicznego transportu i przemieszczeń kazał mi tu przyjść! Powinienem być tam od dobrych dwudziestu minut! Nie chcę myśleć jaki będzie wściekły jak się dowie, że to przez panią!
-Nie ma pan identyfikatora!-żachnęła się, splatając ręce na piersi.
-Który raz mam pani mówić, że wypadł mi w windzie. Szef departamentu kazał mi być dwadzie...
-Dobrze, już dobrze!-krzyknęła kobieta, otwierając przed nim wielkie, szklane drzwi. -Jak by co, to pana wina-warknęła pozwalając mu wejście. Mężczyzna skinął głową, po czym szybkim krokiem przeszedł przez próg. Znalazł się w wielkim, przestronnym hallu. Po obu stronach rozciągały się drzwi prowadzące do różnych biur i gabinetów. Szybko odczytywał wszelkie plakietki z nazwiskami kierowników danego oddziału. Zatrzymał się dopiero przy końcowych drzwiach z wielką złotą tabliczką.
Alison Pott
Kierowniczka działu archiwum departamentu magicznego transportu i przemieszczeń
Uśmiechnął się do siebie, po czym pewnym ruchem nacisnął na klamkę. Znalazł się w ogromnym magazynie. Wszędzie poustawiane były wysokie regały na których poumieszczane były segregatory i poukładane w nieładzie zwoje pergaminów. Oniemiały zaczął przeglądać kartoteki szukając w nich danych na temat wszelkich transportów w dniu, w którym wyjechała Hermiona. Nie miał pojęcia gdzie szukać, dlatego praca ta była wyjątkowo nużąca. Uśpiło to jego zwykle niezawodną czujność.
-Czy ja panu nie przeszkadzam?-usłyszał za swoimi plecami niezbyt zadowolony głos. Odwrócił się, patrząc na stojącą przed nim kobietę. Wydawała się być niewiele starsza od niego. Jasne włosy opadały na odsłonięte przez letnią sukienkę ramiona. Jej blada cera, kontrastowała z lekko zaróżowionymi policzkami, a bystre, zielone oczy przyglądały mu się z ciekawością. Udawała złą, jednak po jej twarzy przemknął ledwo zauważalny uśmiech.
-Przepraszam... ja...-zaczął, nie mając pojęcia jak powinien się zachować.
-Jakim cudem się tu dostałeś?!-spytała wymijając go i układając porozwalane przez niego papiery.
-Szukam bardzo ważnych rzeczy-oznajmił pewnym tonem. Nie wydawał się być skrępowany tym, że został przyłapany.
-Co takiego?-spytała wyraźnie zaciekawiona kobieta.
-Mam ci powiedzieć, żebyś miała więcej dowodów w sądzie?!-spytał z ironią.
-Jakim sądzie?!-spytała rozbawiona. -Spokojnie nie zamierzam zawracać sobie tobą głowy. Mów czego szukasz, może ci pomogę-oznajmiła z lekkim uśmiechem.
-Dzięki. Tak w ogóle... jestem Draco Malfoy-uśmiechnął się z typowym dla niego stylem.
-Alison Pott-przywitała się, wyciągając w jego stronę rękę. -Mów, co to za ważne papiery?-spytała z zaciekawieniem.
Mężczyzna wyjaśnił jej wszystko i już po chwili stali przy odpowiednim regale. Znalezienie papierów dotyczących Hermiony zajęło im naprawdę dużo czasu. Za oknem panował mrok, a zegar miał niedługo wybić dwunastą.
-Chyba coś mam!-powiedziała zadowolona z siebie kobieta. Wyciągnęła z segregatora plik papierów i wesoło machała nim przed nosem Dracona.
-Pokaż-powiedział wyrywając jej kartki. -Hermiona Jean Weasley sieć Fiuu... -zaczął mruczeć pod nosem. -Przeniosła się z kominka Potterów... Żałosne!
-Gdzie teraz jest?-spytała wyraźnie zaintrygowana jego historią.
-Francja, Paryż-szepnął odpływając gdzieś myślami.
-Nienawidzę tego miejsca-powiedziała z pogardą kobieta. Wstała z miejsca, patrząc na niego wyczekująco. Mężczyzna poszedł w jej ślady, przyglądając jej się z ciekawością.
-Dziękuję, chociaż dalej nie wiem czemu mi pomogłaś-powiedział z lekkim uśmiechem.
-Powiedzmy, że byłam po prostu ciekawa-oświadczyła z nutą tajemniczości. -Nie bój się nie ma w tym żadnego spisku-roześmiała się widząc jego podejrzliwą minę. -Powiedzmy, że znałam Hermionę Granger. To znaczy... pamiętasz może turniej trójmagiczny w Hogwarcie? Zdaje się, że mieliście wtedy po czternaście lat-wyjaśniła z uśmiechem. -Byłam reprezentantką Beuxbatons. Cholerne miejsce... nieważne. Jej postać w pewnym stopniu mnie zaintrygowała... to naprawdę nic szczególnego. Pomogłam z czystej ciekawości-zapewniła ze szczerym uśmiechem. Draco odebrał ją bardzo pozytywnie. Nie wiedzieć czemu ufał jej zamiarom. Kobieta nie wyglądała na podstępną.
-Jej, jak późno...-powiedziała wyglądając przez okno.
-Pełnia-zauważył mężczyzna. -Nie boisz się grasujących o tej porze potworów?-spytał z kpiną.
-Wilkołaków?-spytała rozbawiona. -Nie sądzę by jakiś tu grasował-powiedziała kierując się ku wyjściu z magazynu. -Idziesz?-spytała kiedy zauważyła, że mężczyzna nawet nie drgnął.
-Wilkołaki...-szepnął, głęboko nad czymś rozmyślając. -Alison, nie masz może wiadomości na temat lekarstwa na wilkołactwo?-spytał marszcząc brwi.
-Skąd wiesz?-spytała zaskoczona.
-Wiesz?-spytał przytomniejąc.
-Mój ojciec prowadził nad tym badania. Jego wspólnikiem był minister... szkoda, że zaginął. Nieważne. To było dawno temu, ale wiem, że do czegoś doszli. Ale pewnego dnia ojciec się wściekł. Minister coś popsuł, zaprzepaścił ich szanse-wyjaśniła lekko się uśmiechając. -Tak czy inaczej receptura na zbawienny eliksir przepadła.
-Dziękuję-powiedział Malfoy ściskając jej dłoń. -Coś czuje, że się jeszcze zobaczymy-powiedział, po czym nie czekając wyszedł z departamentu.
Miała jednak swój honor. Nie zamierzała wracać, przyznawać się, że to ona zawiniła. Nie chciała, bo się zawiodła. Nie wiedziała czy ma jeszcze do czego wracać.
-Mamo-poczuła jak ktoś oplata jej ręce wokół szyi. -Wracajmy do Londynu. Dzieci z podwórka są głupie-powiedział mały Ray niemal błagalnym tonem.
-Na pewno nie są głupie. Poczekaj aż bliżej je poznasz. Wszystko się ułoży, potrzebujemy czasu-wyjaśniła odgarniając z jego twarzy kasztanowy kosmyk. Uśmiechnęła się, jednak jego twarz dalej pozostawała grobowa.
-Mamo przecież tam obydwoje byliśmy szczęśliwi-powiedział, wyjątkowo ponurym tonem.
-To skomplikowane, Ray. Jesteś za mały żeby...
-NIE MAMO! Nie jestem za mały-powiedział czując jak w jego oczach zaczynając szklić się łzy. -To tam jest nasz dom, nie w tym ponurym mieszkaniu. Przecież widzę, że jesteś smutna! Ja z resztą też. Brakuje mi przyjaciół, prawdziwych przyjaciół. Brakuje mi Draco, bo przecież to o niego w tym wszystkim chodzi!
-Nieprawda. Nie mówmy o nim-poprosiła, czując mocne ukłucie w sercu.
-To chociaż wyślij mnie do cioci Ginny. Ty możesz zostać, ja chcę wracać do Londynu-powiedział zupełnie poważnie. W jego oczach nie było już smutku. Teraz był zły. Zły na matkę, że po raz kolejny mimo iż się stara jej nie wychodzi. Sprawa była dziecinnie prosta, a ona mimo to sobie nie radziła.
-Nie ma mowy, Ray. Jesteśmy rodziną, trzymamy się razem. Nie wrócę do Londynu i ty też nie.
-Błagam nie każ mi tutaj żyć. Nie mogę się z tym pogodzić, tęsknie.
-Ray, to ja cię błagam. Przestań narzekać. Zobaczysz Francja to cudowne miejsce. Nie długo pójdziesz do szkoły. Dzieci w Beuxbatons zaczynają naukę wcześniej niż te w Hogwarcie.
-Ale ja nie chcę iść do żadnej szkoły, mamo. Umrę jeżeli nie wrócimy do Anglii!
-Przesadzasz, Ray-powiedziała lekko się irytując. On nie znał jej sytuacji. Mimo to widziała jak bardzo go to boli. Cierpiał i w końcu zdecydował się zawalczyć o swoje. Powinna być zadowolona z tego, że potrafi powiedzieć o tym co go boli. Nie powinna się unosić, powinna zrozumieć. Tak zrobiłaby każda dobra matka. -Przepraszam-powiedziała po dłuższej chwili milczenia. -Przepraszam, wiem, że jest ci ciężko-dodała wyciągając do niego ręce. Chłopiec ufnie wtulił się w jej ramiona, zapominając o wcześniejszej kłótni.
-Po prostu chcę wrócić do domu-powiedział przez łzy. -Dlaczego nie możemy wrócić?-spytał płaczliwie.
-Jestem w ciąży, Ray. Będziesz mieć rodzeństwo. Wiem, że może to się wydawać skomplikowane, ale nie możemy wrócić do Londynu. To bardzo trudna sytuacja.
-Ale czy rodzina nie powinna trzymać się razem?-spytał patrząc prosto w czekoladowe tęczówki mamy.
-Trzymamy się razem-powiedziała, przytulając się do niego. -Nigdy cię nie opuszczę. To my stanowimy rodzinę.
***
-Proszę pana! Mówiłam już, że nie mogę pana wpuścić. To bardzo ważny departament i nie mogę wpuszczać byle kogo!-krzyczała wyprowadzona z równowagi kobieta.
-Byle kogo?!-oburzył się mężczyzna. -Byle kogo?!-wrzasnął z niedowierzaniem. -Pani chyba nie wie z kim rozmawia! Jestem konserwatorem wnętrz! Kierownik departamentu magicznego transportu i przemieszczeń kazał mi tu przyjść! Powinienem być tam od dobrych dwudziestu minut! Nie chcę myśleć jaki będzie wściekły jak się dowie, że to przez panią!
-Nie ma pan identyfikatora!-żachnęła się, splatając ręce na piersi.
-Który raz mam pani mówić, że wypadł mi w windzie. Szef departamentu kazał mi być dwadzie...
-Dobrze, już dobrze!-krzyknęła kobieta, otwierając przed nim wielkie, szklane drzwi. -Jak by co, to pana wina-warknęła pozwalając mu wejście. Mężczyzna skinął głową, po czym szybkim krokiem przeszedł przez próg. Znalazł się w wielkim, przestronnym hallu. Po obu stronach rozciągały się drzwi prowadzące do różnych biur i gabinetów. Szybko odczytywał wszelkie plakietki z nazwiskami kierowników danego oddziału. Zatrzymał się dopiero przy końcowych drzwiach z wielką złotą tabliczką.
Alison Pott
Kierowniczka działu archiwum departamentu magicznego transportu i przemieszczeń
Uśmiechnął się do siebie, po czym pewnym ruchem nacisnął na klamkę. Znalazł się w ogromnym magazynie. Wszędzie poustawiane były wysokie regały na których poumieszczane były segregatory i poukładane w nieładzie zwoje pergaminów. Oniemiały zaczął przeglądać kartoteki szukając w nich danych na temat wszelkich transportów w dniu, w którym wyjechała Hermiona. Nie miał pojęcia gdzie szukać, dlatego praca ta była wyjątkowo nużąca. Uśpiło to jego zwykle niezawodną czujność.
-Czy ja panu nie przeszkadzam?-usłyszał za swoimi plecami niezbyt zadowolony głos. Odwrócił się, patrząc na stojącą przed nim kobietę. Wydawała się być niewiele starsza od niego. Jasne włosy opadały na odsłonięte przez letnią sukienkę ramiona. Jej blada cera, kontrastowała z lekko zaróżowionymi policzkami, a bystre, zielone oczy przyglądały mu się z ciekawością. Udawała złą, jednak po jej twarzy przemknął ledwo zauważalny uśmiech.
-Przepraszam... ja...-zaczął, nie mając pojęcia jak powinien się zachować.
-Jakim cudem się tu dostałeś?!-spytała wymijając go i układając porozwalane przez niego papiery.
-Szukam bardzo ważnych rzeczy-oznajmił pewnym tonem. Nie wydawał się być skrępowany tym, że został przyłapany.
-Co takiego?-spytała wyraźnie zaciekawiona kobieta.
-Mam ci powiedzieć, żebyś miała więcej dowodów w sądzie?!-spytał z ironią.
-Jakim sądzie?!-spytała rozbawiona. -Spokojnie nie zamierzam zawracać sobie tobą głowy. Mów czego szukasz, może ci pomogę-oznajmiła z lekkim uśmiechem.
-Dzięki. Tak w ogóle... jestem Draco Malfoy-uśmiechnął się z typowym dla niego stylem.
-Alison Pott-przywitała się, wyciągając w jego stronę rękę. -Mów, co to za ważne papiery?-spytała z zaciekawieniem.
Mężczyzna wyjaśnił jej wszystko i już po chwili stali przy odpowiednim regale. Znalezienie papierów dotyczących Hermiony zajęło im naprawdę dużo czasu. Za oknem panował mrok, a zegar miał niedługo wybić dwunastą.
-Chyba coś mam!-powiedziała zadowolona z siebie kobieta. Wyciągnęła z segregatora plik papierów i wesoło machała nim przed nosem Dracona.
-Pokaż-powiedział wyrywając jej kartki. -Hermiona Jean Weasley sieć Fiuu... -zaczął mruczeć pod nosem. -Przeniosła się z kominka Potterów... Żałosne!
-Gdzie teraz jest?-spytała wyraźnie zaintrygowana jego historią.
-Francja, Paryż-szepnął odpływając gdzieś myślami.
-Nienawidzę tego miejsca-powiedziała z pogardą kobieta. Wstała z miejsca, patrząc na niego wyczekująco. Mężczyzna poszedł w jej ślady, przyglądając jej się z ciekawością.
-Dziękuję, chociaż dalej nie wiem czemu mi pomogłaś-powiedział z lekkim uśmiechem.
-Powiedzmy, że byłam po prostu ciekawa-oświadczyła z nutą tajemniczości. -Nie bój się nie ma w tym żadnego spisku-roześmiała się widząc jego podejrzliwą minę. -Powiedzmy, że znałam Hermionę Granger. To znaczy... pamiętasz może turniej trójmagiczny w Hogwarcie? Zdaje się, że mieliście wtedy po czternaście lat-wyjaśniła z uśmiechem. -Byłam reprezentantką Beuxbatons. Cholerne miejsce... nieważne. Jej postać w pewnym stopniu mnie zaintrygowała... to naprawdę nic szczególnego. Pomogłam z czystej ciekawości-zapewniła ze szczerym uśmiechem. Draco odebrał ją bardzo pozytywnie. Nie wiedzieć czemu ufał jej zamiarom. Kobieta nie wyglądała na podstępną.
-Jej, jak późno...-powiedziała wyglądając przez okno.
-Pełnia-zauważył mężczyzna. -Nie boisz się grasujących o tej porze potworów?-spytał z kpiną.
-Wilkołaków?-spytała rozbawiona. -Nie sądzę by jakiś tu grasował-powiedziała kierując się ku wyjściu z magazynu. -Idziesz?-spytała kiedy zauważyła, że mężczyzna nawet nie drgnął.
-Wilkołaki...-szepnął, głęboko nad czymś rozmyślając. -Alison, nie masz może wiadomości na temat lekarstwa na wilkołactwo?-spytał marszcząc brwi.
-Skąd wiesz?-spytała zaskoczona.
-Wiesz?-spytał przytomniejąc.
-Mój ojciec prowadził nad tym badania. Jego wspólnikiem był minister... szkoda, że zaginął. Nieważne. To było dawno temu, ale wiem, że do czegoś doszli. Ale pewnego dnia ojciec się wściekł. Minister coś popsuł, zaprzepaścił ich szanse-wyjaśniła lekko się uśmiechając. -Tak czy inaczej receptura na zbawienny eliksir przepadła.
-Dziękuję-powiedział Malfoy ściskając jej dłoń. -Coś czuje, że się jeszcze zobaczymy-powiedział, po czym nie czekając wyszedł z departamentu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)